Okna, drzwi i bramy, czyli przed zimą trochę cieplej

W ubiegły weekend przyjechali panowie z firmy Mar Plast montować bramy garażowe, drzwi i okna. Przekroczyli termin zapisany w umowie, ale na ich szczęście zabezpieczyli się zwłoką czasową w przypadkach pogodowych i czynnikach na które nie mają wpływu … cwaniaczki 😉
Tak czy inaczej, przyjechali Panowie najpierw trochę błądząc i szukając adresu i zaczęli montować. Po 15 minutach stwierdziłem że sam mógłbym to samo zrobić w dużo krótszym czasie bez przerwy na lunch 😉
Oczywiście i tym razem zdenerwował mnie jeden z montażystów kiedy zaczął się bawić zamkiem od starych drzwi, a później poszedł zwiedzać działkę. Zdenerwowałem się jeszcze bardziej kiedy przez szyby drzwi balkonowych zobaczyłem tego samego montażystę rozglądającego się po wnętrzu domu. Najwyraźniej Pan miał ADHD, ale po tej akcji nie spuszczałem z nich wzroku i czuli mój oddech na plecach.
Kiedy skończyli, poczułem ulgę. Coraz bardziej denerwują mnie pseudo fachowcy w moim domu. Muszę częściej zabierać psa na działkę, od razu każdy czuje że nie jest u siebie 😉

Ale do rzeczy. Bramy garażowe okazały się jak dla mnie wielką tandetą.
Dzisiejsze bramy to wykonywane tanim kosztem i sprzedawane za kosmiczne pieniądze buble. W zasadzie mógłbym sobie podobną sam złożyć przy pomocy profili aluminiowych, nitów i blachy. To już nie to samo co stare spawane bramy które kiedyś zakładało się w garażach. Nic tylko otwierać firmę produkującą bramy garażowe.

Bramy garażowe
Bramy garażowe

Drzwi skręcane były na miejscu, i w końcu dowiedziałem się z czego się tak naprawdę składają. Blacha, aluminium, trochę wkrętów i okleina drewnopodobna … lipa.
Do tego wszystkiego będę musiał malować drzwi jakimś ciemnym lakierem, bo Zuza zamówiła wszystko w innym kolorze 😉

Drzwi do kotłowni
Drzwi do kotłowni

Wydawało mi się że okna będą ciut większe, ale komory odjęły kilka centymetrów ;(

Okno w kotłowni
Okno w kotłowni

Cóż, skromne okienka, ale dzięki temu ganek optycznie się powiększył.

Okno w ganku i garażu
Okno w ganku i garażu

No i mogę już zabierać się za montowanie parapetów do nowych okien 😉 tym razem sam.
Zabetonowałem już fragment progu balkonowego, zatynkowałem przestrzeń pod parapetami, więc z podmurówką parapetów też sobie poradzę.

Malujemy dalej

No i malujemy dalej. Niestety nie wszystko można było jeszcze gruntować ponieważ nie przetarłem jeszcze wszystkich tynków 😉 a jak wiadomo tynki cementowo-wapienne do najgładszych nie należą. Jednak biorąc pod uwagę uziarnienie, to przy trzecim malowaniu struktura wygląda już praktycznie jak gładzie gipsowe, a nasiąkliwość tynków jest nieporównywalnie mniejsza. Poniżej kilka fotek z malowania podkładem gruntującym.

Hall i schody
Hall i schody
Hall i schody
Hall i schody

Jak widać nie było łatwo malować na drabinie, z wałkiem na drążku i na takich wysokościach, ale jakoś poszło 😉

Widok z salonu
Widok z salonu

Łazienka po gruntowaniu wygląda już prawie jak pomalowana, więc dochodzę do wprawy z podkładem gruntującym 😉

Łazienka na górze
Łazienka na górze

Malowanie piętra

Z racji tego, że tynki już przytarte, a przestrzeń pod parapetami zatynkowana, postanowiłem trochę poszaleć z farbami 🙂 Miałem ambitny plan pomalowania całego piętra, ale finalnie skończyło się na dwóch pokojach i być może trzeba będzie jeszcze raz przejechać wałkiem jeśli będą prześwity. Wszystko szło pięknie kiedy gruntowałem „Śnieżką”, ale kiedy zacząłem malować „Dekoralem” po prostu się załamałem.
„Zaleca się malować dwukrotnie” tak mniej więcej brzmiała informacja na kubełkach. Dobre sobie 😉 powinni napisać „Zaleca się malować dwukrotnie jasne powierzchnie”. Powodzenia w malowaniu zielonych płyt gipsowych, wszystko przebija. Generalnie stwierdzam że podkład gruntujący „Śnieżki” lepiej pokrył kolor płyt niż sama emulsja „Dekorala”. Sorry ale malowałem po dwa razy „Dekoralem” i efekt i tak nie był zadowalający, przy trzecim można było w ogóle mówić o pokryciu.
Dodam jeszcze że „Śnieżka” była w promocji … nieźle jak na produkt z gazetki.

A tu fotki z gruntowania:

Gruntowanie Śnieżką
Gruntowanie Śnieżką
Gruntowanie Śnieżką
Gruntowanie Śnieżką

Jak widać, to tylko efekt podkładu gruntującego. Całkiem nieźle.
Niebawem wrzucę fotki po finalnym malowaniu. A tymczasem kupiliśmy już kozę, która grzeje nam parter. No może nie cały, ale przynajmniej salon z kuchnią 😉

Podłączona koza
Podłączona koza

EDIT:

Po finalnym malowaniu:

Finalne krycie farbą
Finalne krycie farbą
Finalne krycie farbą
Finalne krycie farbą

Ocieplanie wewnątrz, czyli tak blisko że końca nie widać

Ocieplenie wewnętrzne, pokój zachodni
Ocieplenie wewnętrzne, pokój zachodni

Kończymy i kończymy, ekipa od ociepleń wpada znów za tydzień wygładzić gipsy, a nieoficjalnie odebrać zaległą kasę 😉

Ocieplenie wewnętrzne, pokój wschodni
Ocieplenie wewnętrzne, pokój wschodni

Jeszcze trochę szlifowania tynków, czyli jakieś nierówności i kilka innych pierdółek i możemy zaczynać malować.

Ocieplenie wewnątrz, łazienka
Ocieplenie wewnątrz, łazienka

Denerwuje mnie już powoli ten wszechobecny bałagan. Trzeba kończyć mokre prace.

Ocieplenie wewnątrz, schody
Ocieplenie wewnątrz, schody

Oświetlenie schodów, od kilku tygodni się nad tym zastanawiam. Generalnie myślę o jakiejś zabudowie z płyt gipsowych, ale jeszcze nie zdecydowałem.

Schody strych, płyta GK
Schody strych, płyta GK

Schody na strych i nagle biały ma nowe odcienie 😉 zastanawiam się nad zamalowaniem schodów akrylem przy malowaniu sufitów.

Ocieplenie, strych
Ocieplenie, strych

Strych, azyl ciszy i spokoju. Straszą tam blade Japońskie dziewczynki. Idealne miejsce do pracy i trzymania starych dywanów 😉

Ocieplanie poddasza, garażu i ganku

Po licznych perypetiach, możemy uznać ocieplanie poddasza za zakończone. Generalnie jeszcze za tydzień fachowcy wpadają, aby dokładniej przytrzeć gips na płytach i poprawić kilka szczelin, ale można uznać temat za zamknięty. Ociepliliśmy poddasze według projektu, 15cm Ekorolki Knauf, oraz 5cm Unimaty Isover. W sumie 20 cm między krokwie. Strych powstał na bazie płyt OSB 22 mm plus 3 sztuki 25 mm ponieważ … skończyły się 😉

Ocieplenie strychu
Ocieplenie strychu

Wejście na strych tradycyjnie na uchylnych schodkach z Castoramy za 250 PLN, który zamontowali nam nasi fachowcy. Niestety wymiary zmusiły nas do wycięcia jednej jętki i zrobienia zabudowy z desek. Na szczęście desek i belek mieliśmy pod dostatkiem, więc fachowcy uporali się z tym całkiem sprawnie. Strych działa, a dziś zamontowałem już na nim światło.

Właz strychowy / Rozkładane schody
Właz strychowy / Rozkładane schody
Gospodarz na włościach
Gospodarz na włościach
Rozłożone schody na strych
Rozłożone schody na strych

Wyłaz pasuje idealnie pod względem długości. Nie musiałem nic skracać, gra i buczy.

Ściana nad schodami
Ściana nad schodami

Fachowcy wykończyli nam również murłaty. Za pomocą styropianu 10cm i nałożeniu tynku. Jak twierdzą, nie będzie przemarzać. Co ciekawe nasz poprzedni fachowiec za wykończenie murłaty w łazience (3m) wziął od nas 150 PLN, podczas gdy tu mamy tą samą pracę w cenie ocieplenia.

Płyty kartonowo-gipsowe garaż
Płyty kartonowo-gipsowe garaż

Garaż nie był lekkim, głównie z tego powodu iż nie ma w nim jeszcze wylewki. Fachowcy brodzili więc w piachu po kostki. Na szczęście dziś uzupełniłem go żółtym piaskiem i za tydzień można już zalewać podłogę w garażu. Miejmy nadzieję, że przymrozki będą dla tych wylewek łaskawe.

Sucha zabudowa garaż
Sucha zabudowa garaż
Ocieplenie poddasze
Ocieplenie poddasze

Poddasze jak widać już poprzecierane, a powierzchnie gładziutkie. Zielona płyta wodoodporna występuje na całym poddaszu. Podobnie zrobili też inni inwestorzy którzy pobudowali ten projekt, więc nie zastanawiałem się długo i zamówiłem wszystkie płyty zielone. Fachowcy jak to fachowcy marudzili, że przepłaciłem, że nie trzeba, ale czy rzeczywiście to taka duża strata ? 5 płyt zielonych do łazienki, plus 50 do reszty ścian = 1095 PLN, a za 55 płyt zielonych zapłaciłem 1595 PLN. Dokładnie 500 PLN więcej za brak wilgoci i grzyba w ścianach ? Chyba warto.

Ocieplenie poddasze
Ocieplenie poddasze

A na koniec jak to się stało że mamy już dość kolejnej ekipy ? Zaczęło się wszystko od ogłoszenia na oferia.pl, gdzie zamieściłem ogłoszenie o tym że szukamy fachowców do ocieplenia. Po sprawdzeniu kilku ekip, wybraliśmy tą która wydawała się nam najbardziej konkretna i tak było w rzeczywistości, byli konkretni … w podbieraniu materiału. Przez pierwsze trzy dni mogłem naszych specjalistów przypilnować i pracowali przyzwoicie. Pomyślałem więc, że nie ma co się martwić i dałem im jakieś 3 dni swobody. To był błąd. Po dwóch dniach dziadek mojej żony mieszkający nieopodal powiedział że dziś była jakaś niezła libacja (fachowcy nocują na budowie w domu). A więc postanowiliśmy ich odwiedzić. Niestety nie natrafiliśmy na siebie, ponieważ fachowcy wyjechali przed nami do domu po zapasy żywności i kąpiel … zabierając przy tym dwie rolki waty (!) Choć nieoficjalnie były to 4 rolki. Nie jesteśmy tego w stanie teraz udowodnić. Tak czy inaczej kiedy fachowcy wrócili rano i zorientowali się że byliśmy podczas ich nieobecności natychmiast zadzwonili z wyjaśnieniami że pożyczyli wełnę do roboty w swoim domu (!) Po tej całej akcji mieliśmy ochotę powiadomić o przestępstwie, ale finalnie Panowie odkupili wełnę i dokończyli pracę pod moim czujnym nadzorem. Przepraszali nas cały dzień, to smutne.

Po tej akcji stwierdzam, że naprawdę wiele może się zdarzyć przez dwa dni naszej nieobecności na budowie, a przecież nie można być na niej cały czas. Warto mieć kogoś z rodziny pod ręką kto zna się na budowie i mógłby od czasu do czasu kontrolować poczynania ekip budowlanych.

Tynki, tynki i po tynkach

Roboty trochę nabrały tempa, Zuza wcisnęła budowlańców we wszelkie możliwe terminy, efektem czego mamy już otynkowany dom 😉 Oczywiście było mi to trochę nie na rękę, bo miałem poprowadzić jeszcze kabel telefoniczny, sieciowy i może coś do głośników, ale niestety udało mi się tylko wyprowadzić przewody z gabinetu i kuchni do wiatrołapu, gdzie dzień po pierwszej obrzutce tynku montowałem jeszcze skrzynkę rozdzielającą. Grunt że coś mi się udało zrobić. Ekipa od tynków poradziła sobie całkiem szybko, chociaż nie obyło się bez niespodzianek. Dowiedzieliśmy się, że tynkarze liczą sobie od metrów bieżących, a więc wszystkie drzwi i okna wchodzą w ilość metrów. Najpierw ekipa popsuła mi puszkę, później ją zatynkowała. Panowie zapomnieli o tym że nie będzie w holu jednych drzwi, więc nie zrobili rogów, a na koniec wyszło nam 16 metrów kwadratowych więcej niż obliczyłem i do dziś nie wiem skąd one się wzięły ? Anyway, tynki są, schną i nasz dom zaczął przypominać dom 😉

WB-3394 Tynki - Salon
WB-3394 Tynki – Salon
WB-3394 Tynki - Gabinet
WB-3394 Tynki – Gabinet
WB-3394 Tynki - Wiatrołap
WB-3394 Tynki – Wiatrołap

Przy okazji wyrównałem wszystkie pagórki powstałe w wyniku kopania fundamentów pod garaż 🙂

WB-3394 Fundamenty pod garaż
WB-3394 Fundamenty pod garaż

Wylewki cz.2

Wylewki na parterze gotowe. Przyjechała ekipa, uwinęli się w ciągu 4 godzin robiąc wylewki mixokretem. Piętro niestety za tydzień, ponieważ nie uprzątnęliśmy góry z desek i nie kupiliśmy styropianu, więc fachowcy stwierdzili że nie są od znoszenia desek i robią tylko dół 😉 Cóż, przyjadą za tydzień, kochają nas a my ich, więc ciężko się rozstać. Tak czy inaczej, wylewki są całkiem cacy, dziś zaczęliśmy podlewać dół według zaleceń naszych fachowców, a podłoga chłonie wodę strasznie 😉 Wzięliśmy z sobą teściową i naszego Fuksa, którego adoptowaliśmy z Azylu pod psim Aniołem. Fuks się trochę wybiegał, ale generalnie to leniwa bestia więc większość czasu wylegiwał się w najczystszych miejscach, pewnie po to aby skutecznie ubrudzić mi spodnie i tylne siedzenia w samochodzie 😀
Posprzątaliśmy górę, wrzuciliśmy tonę desek na strych, wynieśliśmy tonę gruzu po hydraulice i kurzu niewiadomego pochodzenia (?) Posłużyły nam skutecznie do podniesienia gruntu obok fundamentów. W wolnej chwili trzeba będzie podsypać podmurówki i zacząć w końcu coś siać.
Anyway, coraz bliżej końca.

WB-3394 wylewka gruba - parter
WB-3394 wylewka gruba – parter
WB-3394 wylewka gruba - parter pod schodami
WB-3394 wylewka gruba – parter pod schodami
WB-3394 wylewka gruba - parter sypialnia
WB-3394 wylewka gruba – parter sypialnia
Fuks
Fuks
Fuks ze schroniska
Fuks ze schroniska

Majówka 2010 – Zakopane

Trzeba przyznać, że był to nasz najbardziej hardkorowy wyjazd ze wszystkich do tej pory 😉 Postanowiliśmy pojechać na naszą majówkę do Zakopanego, czyli tam gdzie jesteśmy praktycznie co roku, ale tym razem zdecydowaliśmy się udać tam samochodem. Biorąc pod uwagę fakt, że zamierzaliśmy jechać na gazie, koszty paliwa byłyby i tak mniejsze niż jazda pociągiem. Spakowaliśmy się i ruszyliśmy w 420 km trasę.

Całą drogę prowadził nas Krzysiu Hołowczyc z powolnego GPS-a i tak sprytnie pokierował naszą trasą, że wylądowaliśmy w 3 godzinnym korku w Warszawie i klimatyzacją tak marną, że lepiej otworzyć było szyby 🙂 Już wtedy wiedzieliśmy, że nici z planowanych 6.5 godzin trasy, chociaż Hołowczyc był uparty i w Warszawie twierdził, że zostało nam jeszcze 4 godziny do celu 😛

Po bólach i mękach spowodowanych korkami w każdej większej miejscowości takich jak Warszawa, Radom, Kielce i Kraków. Po blisko 9.5 godziny jazdy po godzinie 23.00 dojechaliśmy w końcu na miejsce. Tym razem noclegowaliśmy u Pani Ani Spyrły na ulicy Do Samków 11a. Za 45 PLN za osobę mieliśmy całkiem przytulny pokoik z łazienką i bardzo przyjemny pobyt … polecamy. Poniżej kilka fotek dla tych którzy zastanawiają się nad noclegiem w Zakopanym:

Łóżko
Łóżko
Garderoba
Garderoba
Łazienka
Łazienka

DZIEŃ 1

Wyruszyliśmy wcześnie rano z konkretnym planem zdobycia Kasprowego. O godzinie 10.00 wychodziliśmy już z pokoju i zmierzaliśmy w kierunku przystanku autobusowego. O godzinie 10.30 byliśmy już w Kuźnicach robiąc konkretne zakupy (okulary przeciwsłoneczne, baterie, napoje i suchy prowiant). Ruszyliśmy. Po blisko 1.5 godziny marszu byliśmy już na naszym pierwszym przystanku, który jest jednocześnie miejscem przesiadki kolejki linowej na Kasprowy. Tu zrobiłem też kilka fotek, po czym udaliśmy się w długą i wyczerpującą wspinaczkę. Po blisko 2-3 godzinach udało się nam w końcu dotrzeć na szczyt 🙂 Po drodze zrobiliśmy dużo fotek, nagraliśmy kilka filmów video z których w przyszłości może powstać fajny materiał. A poniżej wyczekiwane fotki 🙂

Szlak na Kasprowy
Szlak na Kasprowy
Zielony szlak na Kasprowy
Zielony szlak na Kasprowy
Droga na Kasprowy
Droga na Kasprowy
Widok z Kasprowego
Widok z Kasprowego
Zuza na Kasprowym
Zuza na Kasprowym
Ja na Kasprowym
Ja na Kasprowym
Widok na Tatry z kolejki
Widok na Tatry z kolejki
Widok na Tatry z kolejki na Kasprowy
Widok na Tatry z kolejki na Kasprowy

Na Kasprowym wstąpiliśmy do Dominium Pizza aby doładować baterie grzanym winem i pizzą. Pech chciał, że dostaliśmy przypaloną pizzę, więc czym prędzej ją odniosłem i zażądałem nowej. Przez całą akcję straciliśmy jakieś 30 minut, ale w końcu udało się nam zjeść i kupić bilety powrotne dzięki czemu zjechaliśmy sobie kolejką z Kasprowego w dół i zdążyliśmy na busik który odwiózł nas prosto do kwatery. Zmęczeni, ale głodni kolejnych przygód, ruszyliśmy w kierunku Krupówek i Zakopiańskiej sceny muzycznej, gdzie przygrywał „Słodki Całus od Buby”. Lekka mżawka i chłodny wiaterek nie odstraszył nas i reszty fanów zespołu od bisowego numeru zespołu „Nie ma rzeczy niemożliwych”. Po całej akcji kupiliśmy sobie jeszcze jakieś francuskie winko o dźwięcznej nazwie „Baron” lub podobnej i opróżniliśmy całą butelkę na Gubałówce 😉 Dzień zleciał nam przednio.
Na koniec pstryknęliśmy jeszcze kilka fotek w przejściu z Krupówek :

Przejście z Krupówek
Przejście z Krupówek
Słodki całus od Buby
Słodki całus od Buby

DZIEŃ 2

Bez konkretnego planu, który wyklarował się nam dopiero w drodze do Kuźnic ruszyliśmy szlakiem Gąsienicowym z przystanku Kuźnicowego. Na początku zaskoczył nas deszcz, ale schroniliśmy się w pobliskich chatach, zjedliśmy Twixy i ruszyliśmy dalej w drogę. Trzeba przyznać, że szlak dał nam od początku w kość. Na początku był lekki i prosty, aby po chwili piąć się ostro w górę. Moja kondycja ledwo to wytrzymała. Po drodze pstryknęliśmy dużo fotek, okolica była naprawdę ładna, chociaż im wyżej wchodziliśmy tym większa otaczała nas mgła. Zanim to jednak nastąpiło, udało się nam pstryknąć fotki saren, które niewzruszone wybiegły sobie poskubać trawkę.

Sarny na szlaku gąsienicowym
Sarny na szlaku gąsienicowym

Później było coraz mniej widać. Po blisko godzinie marszu zasięg widoczności ograniczał nas do 7 metrów. Przez słabą widoczność nie byliśmy świadomi jakie przepaście znajdują się pod naszymi nogami. W pewnej chwili usłyszeliśmy coś przypominającego pomruki niedźwiedzia, żartowaliśmy sobie że to mój żołądek, ale okazało się, że dzięki mgle ludzki głos przypomina pomruk i blisko 10 metrów od nas rozmawiała sobie grupa ludzi 😉
Po co najmniej 2 godzinkach drogi dotarliśmy do Betlejemki, skąd zdecydowaliśmy się na 35 minutowy marsz do Czarnego stawu. Trasa nie była lekka, z lewej urwiska, z prawej lawiny 🙂 i tak przez całe 30 minut. W końcu jednak się udało. Dotarliśmy do Czarnego Stawu, gdzie zrobiliśmy kilka fotek, po czym udaliśmy się do Hali Gąsienicowej do schroniska na obiadek. Zamówiliśmy sobie kiełbaskę i placek ziemniaczany, po czym ruszyliśmy w drogę powrotną. Wracaliśmy już inną trasą szlaku gąsienicowego, który pokonaliśmy w dokładnie założonym czasie, robiąc przy tym fotki i wypatrując grasującego gdzieś nieopodal niedźwiedzia.
Udało się praktycznie na ostatnią chwilę 🙂 ostatni busik odchodził o godzinie 19.00. Wróciliśmy do kwatery i ostatkiem sił padliśmy na łóżko.
A poniżej trochę fotek z naszej przygody:

Szlak Gąsienicowy
Szlak Gąsienicowy
Szlak na Czarny Staw
Szlak na Czarny Staw
Zuza na szlaku na Czarny Staw
Zuza na szlaku na Czarny Staw
Zuza nad Czarnym Stawem
Zuza nad Czarnym Stawem
Ja nad Czarnym Stawem
Ja nad Czarnym Stawem
Przepaść na szlaku gąsienicowym
Przepaść na szlaku gąsienicowym
Ponura mgła na szlaku gąsienicowym
Ponura mgła na szlaku gąsienicowym

DZIEŃ 3

Dzień trzeci pokrzyżował nam skutecznie plany. Po raz pierwszy nie udało się nam wejść na Gubałówkę i zjeść naszego Zbójnickiego Placka który Zuza tak lubi. Okazało się, że przez dwa dni z tylnego koła zeszło nam całe powietrze. Pani Ania szybko zawołała swojego szwagra który na szczęście miał pompkę i zacząłem pompować koło w nadziei że po prostu poluzował się wentyl. Niestety, już po chwili było jasne, że na oponie wyskoczył guzek przez który uciekało powietrze. Zapasowe koło było niestety w bardziej opłakanym stanie, więc pozostało nam jedynie liczyć na to, że kupimy koło gdzieś po drodze. Szwagier Pani Ani poradził nam dopompowywać się co jakiś czas na stacjach, jeśli w święto nie uda się nam niczego znaleźć … i tak też zrobiliśmy. Przez całą drogę, czyli 450 kilometrów nie udało się nam znaleźć otwartej wulkanizacji, poza jedną w której była otwarta brama, ale do gospodarza nie mogliśmy się dodzwonić 😉 Czysty hardkor, 450 km na przetartej oponie. Maksymalnie 80 km/h na trasie żeby przypadkiem coś nie pękło. Dopompowywanie co 40 km koła, które w krytycznym momencie miało 0.9 bara 🙂 i dojechaliśmy !
Na miejscu od razu wziąłem się za wymianę koła. Na szczęście był zapas. Tu czekała nas kolejna niespodzianka, śruby nie chciały drgnąć, ale po wyczarowaniu rurki udało się mi jednak odkręcić koło i zmienić na sprawne. Po powrocie na górę zdjąłem skarpety i wchodząc do pokoju zawadziłem o coś niewielkiego leżącego na podłodze. Po bliższym zbadaniu okazało się że wdepnąłem w trzmiela, który jak gdyby nigdy nic spał sobie na wykładzinie 😉 zapakowałem go w szklankę i wypuściłem na wolność. Po blisko 9 godzinach drogi powrotnej, wymianie koła, uwolnieniu trzmiela i rozpakowaniu, padłem na wyro i tak już zostałem 🙂
A tu bohaterski trzmiel:

Trzmiel ?
Trzmiel ?

Wyjazd po raz kolejny nie obszedł się bez przygód, ale naprawdę miło go wspominamy 🙂

Mamy wodę i prąd

Oficjalnie w naszym gniazdku mamy już wodę miejską i oświetlenie. Kosztowało nas to sporo grosza, ale kolejny etap za nami … no może nie do końca za nami. Niestety na skutek nieprzewidzianych okoliczności człowiek który podłączał wodę założył nam dwa liczniki ! We wstępnych ustaleniach woda miała mieć początek w dużym domku i być rozdzielona do małego, niestety została rozdzielona już wcześniej i zostały założone dwa liczniki. To długa historia. Docelowo do końca roku nasz fachowiec ma to poprawić. Miejmy nadzieję, że zima nie popsuje mu planów, bo nie otrzyma reszty gotówki 🙂

Wodomierz
Wodomierz

Po podłączeniu prądu przez elektrownię zamontowałem już kilka żarówek (w czym dzielnie pomagał mi Fero będąc na kacu po wieczornym grillowaniu ).

Salon
Salon
Poddasze
Poddasze

Na koniec okazało się, że górka gliny z którą walczyłem przez trzy tygodnie, a właściwie jej resztki, zostały do końca rozkopane podczas instalacji wody. Tak więc zaoszczędziło nam to trochę pracy i teren naszego przyszłego ogródka został trochę bardziej wyrównany. Niestety jak to zwykle bywa ucierpiały na tym porzeczki, które Agnieszka od wielu lat pielęgnowała. Cóż … potrzeba wyższa 😛

Zawór
Zawór

Okna i drzwi, czyli stan surowy zamknięty

W końcu.
Firma która deklaruje 28 dni roboczych na realizację zamówienia wyrobiła się dokładnie w 21 dni. Zamówiliśmy oczywiście najtańsze okna i drzwi, chociaż w sumie na takie nie wyglądają. W cenie był również montaż. Generalnie firma skasowała nas na blisko 8 tysięcy za 6 okien, 1 drzwi wejściowe i 1 balkonowe. Podobno to tanio, nie chcę wiedzieć ile będzie kosztował dach.

Drzwi balkonowe
Drzwi balkonowe
Drzwi wejściowe
Drzwi wejściowe

Jeszcze trochę i będzie wyglądać tak:

Perełka
Perełka