Przyszedł taki czas że schody wejściowe ganku zaczęły przypominać Polskie drogi i nabrały koloru zielonego, a więc … przyszedł czas na gres. Tak naprawdę to miałem się tym zająć jakieś 2 lata temu, ale jak się okazuje, na wsi jest zawsze coś pilniejszego do roboty. Tak więc, nastał najlepszy czas na gresik, a do tego była promocja. Ten kolor to jeden z trzech dostępnych od ręki w marketach, który nam pasował do elewacji. Nic tylko brać, 19 zł z metra.
Na początek poszła w ruch kątówka ze szczotą drucianą, aby bloczki betonowe zaczęły przypominać beton. Następnie folia w płynie. Drogie ale niezbędne na zewnątrz. Tu mały kierownik budowy oceniał jakość.
Następne w kolejności już układanie płytek i walka z dystansami. Na zewnątrz fuga minimum 1cm. Generalnie wylewając schody założylem schodek na około 33cm + fuga, więc jakichś specjalnych przycięć płytek nie było. Poza pionowymi oczywiście 😉 Dużo większy problem był ze spadkami i wyrównywaniem powierzchni. Kleju poszło sporo.
Na koniec poszło też sporo fugi, wcale nie taniej. No ale jak robić to porządnie 😉
Po ponad 2 latach zbierania się w sobie. Na 3 dni przed Sylwestrem 2013/2014 padła szybka decyzja – Robimy w końcu te balustrady na schodach! – A raczej – Robię te cholerne balustrady na chodach ! – i tak też zrobiłem. Bez specjalnego przygotowania. Obejrzałem może ze dwie instrukcje na stronie producenta balustrad systemowych i tyle. Na początku były plany, że może drewno, może coś tam … a potem zabawa z fachowcami ?? Oj nie, dzięki.
Biegiem do marketu, na koszyk i tu dopiero dowiedziałem się jak to się składa. Pan z Leroya uświadomił mnie, że kupuje się jeden element startowy, (czyli dwa słupki i jedna poręcz w opakowaniu), a następnie elementy uzupełniające (czyli słupek i poręcz, którą się dołącza). Dodatkowo okazało się, że łączenia są mega drogie, a do tego niezbędne do zrobienia zakrętów na balustradzie. No i w ten sposób budżet z zakładanych 1700 skoczył do 1950 PLN. Nieźle, ale to nie wszystko.
Cały czas miałem na uwadze to, że na schodach mam gres, pod nim gres techniczny, a pod tym jakieś skrawki gresu, którymi sobie glazurnik wyrównywał poziom schodów (przy wierceniu miałem ochotę mu jajca ukręcić), no i na koniec żelbet . Od razu się zaopatrzyłem w wiertełka, diamenty i ostrza. Do tego jeszcze tarcze do przycinania poręczy i drążków no i stalowe kotwy do mocowania słupków (sprzedawca polecił, mówił że wszystkie regały w Leroyu na takich stoją i na pewno się nie poluzują). Warto o nich pomyśleć, bo zwykłe rozporowe kołki przy biegających dzieciakach mogą się z czasem wyrobić, no i słupki zaczną latać.
Tak zaopatrzony pozbyłem się jakichś 2850 PLN. I od razu zabrałem do roboty. Pierwszy diament starłem już przy czwartym otworze. Cztery otwory to jeden słupek, a trzeba się przebić przez conajmniej dwie warstwy gresu. No to już się załamałem, bo skoro na słupek przypada jedno wiertełko diamentowe za 34 PLN, plus 1-2 wiertła Bosha za 22 PLN (które też się ścierają), a słupków jest 7, to będzie mnie to kosztować około 550 PLN, żeby zrobić same otwory! Musiałem więc zmienić technikę. Oto i ona: wiercenie max 10 sekund, potem wiertło do zimnej wody i pryskanie zraszaczem do otworu. Zajęło mi to wieki, ale opłaciło się! W sumie starłem dwa diamenty i jakieś 8 wierteł. Czyli tylko jakieś 250 PLN w plecy. Reszta wierteł idzie do zwrotu, więc też plus.
Poza tym było dużo pracy przy przycinaniu i polerowaniu słupków. W domowych warunkach ciężko jest przyciąć coś równo, wiec ratowałem się szlifierką. Do śrub będę musiał też dokupić jakieś zaślepki. W tej chwili przy mocowaniu słupków wygląda trochę surowo. Co prawda to jeszcze nie koniec, bo została jeszcze prawa strona schodów na półpiętrze, no ale to już można trochę odłożyć w czasie. Miejmy nadzieję, że na kolejne 2 lata 😉
Grześ glazurnik poczuł samczą manię majsterkowania i postanowił zmienić nasz stary paskudny gres na coś ładnego 😉 I tym oto sposobem mamy nową kuchnię i łazienki.
Czy było trudno ? Łatwo nie było, ale jaka to filozofia ? Najpierw umyć podłogę, po wyschnięciu zagruntować (2-3h schnięcia), w łazienkach dodatkowo folia w płynie (malowanie 2 razy co 3 godziny i 24h schnięcia całkowitego) i można już kleić. Klej elastyczny, do gresu i jazda 😉 młotek gumowy, poziomica i krzyżyki dystansowe. Wszelkie instrukcje znajdziecie w internecie, proste jak budowa cepa, tylko trzeba robić dokładnie. http://www.leroymerlin.pl/porady/ukladanie-terakoty-w-kuchni,1236609857.html
Jakie popełniłem błędy? Nie zmyłem fugi po 3 godzinach. Efekt ? 10-12 godzin skrobania zaschniętej fugi z gresu. Pamiętajcie, żeby nie zostawiać wodoodpornej i elastycznej fugi na dłużej niż 4 godziny po nałożeniu. Poza tym … każdy może to zrobić 😉
Planowo w poniedziałek kończymy już kafelkowanie, ale wciąż przeraża nas wszechobecny kurz. Kafelki i gres przy cięciu strasznie się pylą, więc warto zabezpieczyć rzeczy w pobliżu takie jak wanny akrylowe itp. które mają dość delikatną powierzchnię na zarysowania. Obydwie łazienki są już gotowe, trzeba przyznać że nasz glazurnik wykonał kawał dobrej roboty, wyrównując trochę klejem nasze „proste ściany”. Właśnie teraz wychodzą wszystkie błędy naszych tynkarzy, którzy zatynkowali nam w sumie 4 gniazdka, oraz ludzi od wylewek i ich 20 letnie „doświadczenie” w podłogach trzymających poziom. Podsumowałbym to tak: mamy zdjęcia wszystkich instalacji elektrycznych, specjalnie zaopatrzyłem się w 2 wykrywacze przewodów, a i tak musiałem stawać na głowie aby odszukać wszystkie zatynkowane gniazdka i rurę PCV. Dzięki temu odkryłem kilka pożytecznych metod odnajdywania gniazdek przy grubych tynkach cementowo-wapiennych:
– moczenie ścian (Często po zwilżeniu ściany wodą, przez tynk przebijają cienie puszek i gniazdek – tylko przed malowaniem !) – moczenie i wyszukiwanie pęknięć podtynkowych (Po zwilżeniu tynków, widać ich spękania. Bardzo często spękania występują w miejscu gdzie biegną przewody, można tak trafić do puszek i gniazdek) – moczenie i wykrywanie przewodzenia (Po zwilżeniu tynków i dotknięciu urządzeniem pomiarowym takim jak Phazer 777, sygnał jest wyraźnie większy) należy uważać aby nie przesadzić z wilgocią i nie zrobić zwarcia 😉
Metody powstały w celu wykrycia dwóch gniazdek, w których wykrywacze nie dawały sobie rady. Puszki rozdzielające potrafiły być oddalone o 10 centymetrów od gniazdek w pionie, przez co trafienie po przewodzie było raczej niemożliwe. Dzięki temu odnalazłem gniazdka pod prawie 3cm warstwą tynku. Dla tych którzy wierzą w magiczne 5cm na którą to odległość ma wykrywać Phazer 777 pod tynkami, informuję, że producent miał chyba na myśli tynki gipsowe. Przy strukturze cementowo wapiennej 3cm warstwa jest już wystarczająca do stłumienia przewodów pod prądem i zaczyna się rzeźbienie. Prosty test można przeprowadzić zakrywając gniazdko płytką ceramiczną i spróbować je wykryć, głupie 6mm płytki izoluje skutecznie sygnał.
Nic nie przebije jednak panów od wylewek. Byli na tyle niepoważni żeby zalać nam rurę odpływową od wanny (!) Myślałem że wyjdę z siebie kiedy to odkryłem przeglądając zdjęcia instalacji odpływowych. Później sprawdziłem wszystkie inne instalacje na wszelki wypadek, żeby się nie okazało że nie mam odpływu do pralki na przykład 🙂 Odkrycie rury PCV graniczy z cudem, ponieważ nie wykryje jej wykrywacz metalu. Jedyna droga to umieszczenie w niej przez inny wlot jakiegoś wskaźnika. Ja na szczęście nie musiałem odwoływać się do takich metod, ponieważ według fotografii odpływ był dokładnie pod zaworem z wodą. Wykucie go poszło dość szybko. Kiedy opieprzałem szefa ekipy od wylewek, dostałem ostrą reprymendę na temat zabezpieczania rur gazetami i wyprowadzania rur powyżej poziomu podłogi. Sprawdziłem więc poziom moich zabezpieczeń na starych zdjęciach, żeby mieć pewność – folia zabezpieczająca i wlot były powyżej poziomu podłogi, ktoś musiał więc folię usunąć. Zagadką jest kto to zrobił, ale biorąc pod uwagę fakt że tynkarze, ludzie od wylewek i hydraulik są z wzajemnego polecenia, mogę się tylko domyślać że to nie przypadek. Na wszelki wypadek zakończyliśmy tą podejrzaną linię ludzi z polecenia i jak na razie (odpukać) jest cacy.
No cóż, kiedy emocje opadły okazuje się, że kafelki i gres już schną i już tylko kilka dni dzieli nas od końca prac związanych z glazurą i gresem. Zdjęcia nie oddają niestety wrażeń w na żywo, a wszechobecny pył skutecznie pokrywa podłogi, ale i tak wygląda to całkiem ładnie.
Kiedy dojdzie biała armatura, będzie co podziwiać 😉
I na koniec trochę fotek naszego psiaka ze schroniska. Odkryliśmy ostatnio, że został wytresowany do przynoszenia gazet i ochrony domostwa przed intruzami z zewnątrz 😉 Poza tym w ciągu dwóch dni nauczył się prosić o jedzenie, proste „siad i podaj łapę” wystarczy żeby dostał papu 😉
Powolutku, chociaż na zwiększonych obrotach zaczęliśmy robić wykończenia w naszym mieszkanku. Chociaż nie ma jeszcze parapetów (co pewnie już niebawem nastąpi) to czas najwyższy było zrobić podłogi i glazurę. Generalnie to trzeba by już malować, ocieplać i zrobić jeszcze wiele innych rzeczy, ale glazura i ogrzewanie powinny się pojawić w pierwszej kolejności. Oczywiście mieliśmy bardzo ambitne plany co do glazury i terakoty, ale ceny i życie nieco to zweryfikowało. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na klasykę z eleganckimi akcentami, jak również na dobrą cenę i świetne właściwości mechaniczne. Efekt. Białe kafelki w kuchni z pięknym beżowym zdobieniem i beżową fugą elastyczną, oraz szary gres techniczny, o podkreślającym jego mocny charakter czarnym fugowaniu. Gres techniczny to materiał strasznie twardy i glazurnicy za nim nie przepadają 🙂 natomiast spadł mi w bagażniku i żadna płytka nie ma nawet ryski. Gres jest o takiej samej grubości jak płytki ceramiczne, ale jego właściwości mechaniczne są w sam raz na kłótnie z rozbijaniem talerzy 😉
Do łazienki poszły niebieskie kafelki, ponieważ łazienka na dole jest dość ciasna i kolorystycznie chciałem ją trochę ochłodzić. Kafelki podkreśli białą fuga i równie śnieżna armatura. Wszystko powinno doskonale z sobą kontrastować.
Mieliśmy problem z dopasowaniem paneli podłogowych do szarego gresu, jednak ostatecznie znalazłem szare panele imitujące drewnianą podłogę które okazały się strzałem w dziesiątkę i pomimo różnicy kolorów (z przewagą jasno szarego w panelach) dogadują się z sobą świetnie. A tak mniej więcej będzie to wszystko wyglądać :
Nasi glazurnicy podchodzili z gresem pod tynki, co jest dosyć częstą praktyką, a na pytanie co teraz tymi szczelinami będzie ? Odpowiadają, że oni nie są od ścian. Warto więc od razu zastanowić się nad cokołami, bo jak twierdzą nasi fachowcy teraz już na nie za późno. Co nam pozostaje ? Listwa maskująca, albo szpachla, uzupełnianie ubytków i malowanie. Warto też upewniać się za co fachowcy liczą sobie extra, czyli rogi, skuwanie nierówności, itp. Poza tym warto uzgodnić z nimi takie kwestie jak wyrównywanie krzywizn ścian kafelkami, bo podobno niektórzy glazurnicy nakładają równą warstwę kleju i idą zgodnie z krzywizną ściany, lub podłogi (!). Jeśli traficie na takich specjalistów od razu im podziękujcie.
Chwilowo glazura i gres nie pokazały swojej pełnej klasy, ale finalnie podkreślą ją meble i odpowiednie oświetlenie, co powinno być trochę zbliżone do tej kuchni :