Po chudziaku przyszedł czas na finalny parkiecik w garażu. Od początku wiedziałem że nie będzie to łatwe zadanie, ale takie są właśnie najciekawsze.
Zacząłem od ułożenia na cegłach i styropianie kratki odpływowej (cegły pod każdym łączeniem kratki), a następnie zawinąłem kratkę dookoła folią. Miało to w założeniu izolować wodę stojącą w kratce od parkietu. Kratki odsunąłem od progu na odległość 23 centymetrów. Nie znalazłem nigdzie w sieci informacji na jakiej odległości być powinny, więc przyjąłem w miarę bezpieczną odległość dzięki której obciążony samochód nie wykruszy ani nie uszkodzi wylewki. Od razu zrobiłem lekki spadek od strony wjazdu w kierunku kratki, natomiast za kratką już zacząłem się wznosić z betonem. Cement rozrabiałem w proporcji 1/4 czyli jedna łopata cementu, cztery piasku i wody w zależności od tego jaką chciałem mieć konsystencję (najlepszą masę miałem po jednym dużym wiaderku dekoralu).
I tu dopadł mnie pech. Mieszarka odmówiła posłuszeństwa.
Okazało się, że padł włącznik KJD17, a konkretniej cewka w jego wnętrzu (o czym dowiedziałem się później). Co ciekawe po dociśnięciu przycisku start betoniarka zaczynała pracować, ale wolałem już nie ryzykować, wypłukałem bęben i zakończyłem na dziś. Niebawem okazało się, że wspomnianego wyłącznika nie ma chyba nigdzie poza allegro i w kilku sklepach z elektroniką. Na szczęście po założeniu elektryki w garażu (o tym w następnym poście) pan elektryk spiął mi betoniarkę na krótko, żebym mógł dokończyć swoją pracę. Na tym etapie padła mi betoniarka:
Na chudziak nie dawałem już folii i styropianu, uznałem że na garaż wystarczy podwójna folia pod chudziakiem, a styropian wykorzystałem w kotłowni. Teść stwierdził że on też dał tylko folię i żyje 😉
Zacząłem działać dalej, a cementu zaczęło coraz bardzie ubywać. Nagle pod koniec ściany okazało się, że parkiet ma grubość 25 cm! A więc oficjalnie można po nim jeździć czołgiem. Opanowałem się jednak i zacząłem dorzucać do wylewek gruz. Tak wiem że się nie powinno, że może osiadać, uszkodzić folię, ale … ja nie mam folii na chudziaku 🙂 a gruz mieszałem z betonem. Koniec końców i tak zabrakło mi cementu. I znów musiałem zakończyć wylewki w garażu na jakiś czas.
Przyjechał cement, tym razem Portlandzki popiołowy. Fajny cement, ale trochę za szybko schnie. Trzeba było się uwijać.
I pod koniec dnia wylewki można było uznać oficjalnie za skończone:
Końcówka była najbardziej męcząca, w kaloszach, ładowanie betonu z taczki szpadlem, tak żeby nie rozchlapać betonu (tam gdzie już wygładziłem parkiet do poziomu). Tak przy okazji, najlepiej wygładzało się cement profilami aluminiowymi (zostały od ocieplenia poddasza). I tak mogę być z siebie dumny, oficjalnie wprowadziłem na wyschniętą część przyczepkę teścia 😉
Po dwóch dniach zrobiłem oficjalny test wody 😉 woda spływa sobie ładnie do kanału, jest cacy.
Pozostałą jeszcze sprawa progu bramy, który ma jakieś 3-4 cm wysokości i dopiero zaczyna się próg betonowy. Tu planuję wstawić jakiś próg ze spadkiem. Coś na wzór połowy ulicznego spowalniacza, po którym będzie można swobodnie wjechać do środka.
I to tyle. Można samemu 😉