Są równi i równiejsi
Zamawiając bilety drogą elektroniczną (czyt. Internetowa Rezerwacja Biletów) naprawdę bardzo ciężko jest trafić na „prawdziwą pierwszą klasę” i warunki podróży z nią związane. Doświadczamy tego z żoną praktycznie za każdym razem kiedy jedziemy w dalszą podróż pociągami Intercity, dlatego też ostatnia jazda przepełniła czarę goryczy.
Co się trafia w śmieciowisku ?
Na chwilę obecną możemy śmiało stwierdzić, że pierwsza klasa różni się od drugiej tylko ilością miejsc w przedziale i inną średnią wieku podróżujących. Okazyjnie spotkać można sapiące, cmokające, lub dyszące starsze panie, które umilają kilku godzinną podróż specyficznymi odgłosami. Zdarzają się również małżeństwa z dziećmi, których to pociechy szaleją po całym przedziale z jedzeniem, ku radości swoich tolerancyjnych rodziców, kompletnie nie zwracających uwagi na poczynania swoich dzieci. Atrakcją każdego przedziału jest przeważnie Pan Marian Wodzirej, który jako były muzykant weselny, po kilku setkach, umili nam podróż swoimi przyśpiewkami chodząc chwiejnym krokiem od przedziału do przedziału.
Okazyjnie zdarzy się nam zostać przygniecionym przez samoczynnie zamykające się drzwi wejściowe do wagonów, ponieważ sprytny konduktor nie zauważył wsiadających pasażerów. Co zdarzyło się nam w pociągu 3510 (dnia: 29.12.2008 godzina 11:15) na trasie Bochnia – Warszawa Centralna ( numer datownika ICC 11076 ). Na niewiele zdały się przeprosiny konduktora, kiedy okazało się, że żonie drzwi podczas zamykania przygniotły nogi. Na szczęście każde z takich drzwi wyposażone są w gumę zabezpieczającą i dzięki temu nie zdarzyła się prawdziwa tragedia. Mimo wszystko, opierdoliliśmy zapobiegawczo konduktora, żeby się choć trochę ogarnął, bo wyglądał jakby przed chwilą wstał i na dzień dobry walnął sobie z gwinta ćwiarteczkę wódki.
Dobre strony podróży ?
Są takie, niestety przeznaczone wyłącznie dla wybranych. Zdarzyło się nam kiedyś pomylić wagony i zająć miejsca w pierwszej klasie sąsiedniego wagonu. Trafiliśmy na przedział pachnący nowością, czysty, z rozkładanymi siedzeniami, gazetkami i działającą klimatyzacją. Na kolejnej stacji okazało się, że pomyliliśmy wagon, a ten w którym się znajdujemy należy do uprzywilejowanych osób, wybierających się właśnie na narty. Nie mając wielkiego wyboru zmieniliśmy przedział i trafiliśmy dosłownie do wagonu obok ( również pierwszej klasa ), ale w kompletnie innych warunkach jakie zastaliśmy w wagonie dla uprzywilejowanych narciarzy. Pocieszamy się tylko jednym : kultura ludzi w naszym docelowym przedziale, była o wiele lepsza niż narciarzy na których trafiliśmy w wagonie obok. Co potwierdza tylko to, że chamy zawsze mają lepiej.
A za wszystkie opóźnienia … PRZEPRASZAMY (bo nic nas to nie kosztuje).
Poniżej jeszcze kilka fotek z „pierwszej klasy”.