We wtorek 27.04.2010 odbyła się uroczysta gala KTR 2010 w której miałem okazję uczestniczyć jako przedstawiciel swojej firmy. Galę prowadziła Beata Sadowska, a znaleźli się na niej ludzie ze ścisłej czołówki reklamy w Polsce i nie tylko. Nominowana była nasza kartka świąteczna w kategorii – media interaktywne – i zdobyliśmy brązowego KTR-a ! Przede mną zostało już ostanie zadanie tego wieczoru, czyli odebranie nagrody 😉
Na samej gali było miło, chociaż trwała strasznie długo. Ponad 3 godziny siedzenia w ciasnych krzesełkach Teatru Dramatycznego w Warszawie dało o sobie znać. Oczywiście spotkałem całą swoją konkurencję i znajomych z innych agencji interaktywnych, którzy kopią dupska swoimi zdolnościami. Długo by opowiadać, ale wydaje mi się, że najlepiej klimat oddadzą same fotki z gali.
Dziś wybrałem się w końcu na owianą sławą „Giełdę Fotograficzną w klubie Stodoła”. Na początek zapłaciłem 4.50 PLN za to, aby dostać się do środka, co było pierwszą głupotą którą zrobiłem tego dnia poza wyjściem z domu. A co ciekawego zastałem na miejscu ? Otóż całą giełdę można obejść w ciągu niecałych 5-10 minut i wyjść równie zażenowanym jak ja. Jeśli szukacie jakiegoś ciekawego obiektywu, lepiej udajcie się do sklepów internetowych, lub sprzedawców Allegro. Jeśli szukacie tanich lustrzanek cyfrowych, to zaczekajcie na ciekawe promocje w sklepach fotograficznych typu „Fotojoker” lub podobnych. W zasadzie jedyną rzeczą po jaką warto wybrać się na tą giełdę są statywy Manfrotto i stare wysłużone aparaty fotograficzne.
Dziś na giełdzie przywitali mnie praktycznie sami emeryci, którzy pozbywają się swoich starych kolekcji obiektywów i filtrów. Każdy z nich twierdzi, że to właśnie jego sprzęt jest najlepszy. Szukałem obiektywu … Tamron 17-50mm, lub Tokina 11-16mm i co ciekawe znalazłem … całe 100 PLN mniej niż w sklepie. Nie wiem czy śmiać się czy płakać. Powiedziałem sprzedawcy, że się zastanowię. Wybaczcie, ale 100 ZŁ mniej za obluzowany, używany, pokryty kurzem obiektyw to jednak drobna przesada. Poza tym nie znalazłem nic wartego uwagi poza Canonem 5D na którego miałem okazję popatrzeć z bliska 🙂
W podsumowaniu: jeśli nie wybieracie się po antyki, statyw, lub ramki do zdjęć, możecie sobie śmiało darować giełdę foto.
Zaproszenia Ślubne to temat na którym zszarpaliśmy sobie wspólnie z małżonką nerwy.
Zaczęliśmy jak to zwykle ma miejsce od przeczesania wyników Google, gdzie zaleźliśmy kilka całkiem mocnych pozycji. Mocnych to prawda, ale tylko na zdjęciach. Już po obejrzeniu w realu pierwszych wzorów zaproszeń w biurach w Warszawie, poczuliśmy się co najmniej rozczarowani. Najbardziej załamał nas cennik zaproszeń Ślubnych. Po prostu nie mogę uwierzyć w to, że sprzedaje się takie gówno w tak kosmicznych cenach ! Powiedziałem sobie, że w tym szczególnym dniu nie będę oszczędzał, ale kiedy okazało się, że za coś co przypomina wizytówkę złożoną na pół kazano nam zapłacić 2.20 PLN ( sztuka, bez koperty ), po prostu popukaliśmy się w głowę. Cennik przyzwoitych ( jak na mój designerski gust ) zaproszeń zaczynał się na granicy 5-6 PLN ! Tak więc przy 140 osobach daje to dokładnie 700 PLN, a trzeba do tego jeszcze doliczyć koszty koperty (raczej nie wypada rozdawać zaproszeń bez nich), czyli od 30 groszy do 1,5 PLN. Cena zaproszeń w Warszawie jest więc porównywalna z ceną garnituru, lub ceną podwarszawskiego DJ-a, co jest delikatnie mówiąc nieopłacalnym przegięciem.
Zdegustowani Warszawą spróbowaliśmy poszukać czegoś w Wołominie. Wydawało się nam, że znajdziemy coś w przyzwoitych cenach, jednak nic bardziej mylnego. W pierwszej firmie w której zamówiliśmy zaproszenia, czekała nas ta sama niespodzianka … ceny ! Byliśmy wściekli, tak bardzo, że po 10 minutach przy wybieraniu wzoru wyszedłem prawie trzaskając drzwiami i wkurzony na narzeczoną ( która chciała wybrać cokolwiek tu i teraz ). Na szczęście narzeczona ochłonęła i wyszła zaraz po mnie. Stwierdziliśmy wspólnie, że czas poszukać czegoś na Allegro, ponieważ zależało nam na trzymających poziom wykonania, materiału i realnie wycenionych zaproszeniach. Wydaje się nam, że biznes ślubny trochę przegalopował sam siebie sprzedając ludziom gówno w zawiniętym papierku. Jak to powiedział kiedyś mój znajomy z pracy, „ślubne oznacza to samo co normalne, ale cena mnożona jest dwa lub trzy razy”, nic dodać, nic ująć.
W końcu trafiliśmy na Allegro. W stosie badziewnych zaproszeń za 1PLN nie znaleźliśmy niczego, chociaż jakość tych zaproszeń była porównywalna z najtańszymi wzorami w Warszawskich firmach drukujących zaproszenia. Jednak już od 2-3 PLN można było znaleźć naprawdę przyzwoite perełki. I udało nam się ! Znaleźliśmy to czego szukaliśmy, czyli ręczna i spersonalizowana produkcja Zaproszeń. Za 2 PLN od sztuki otrzymaliśmy w pełni satysfakcjonujące nas wzory, wraz z nadrukiem i kopertą. Indywidualna ilość zagięć, unikalna czcionka, lista nazwisk gości etc.
Dla porównania oferta konkurencyjna >> Zaproszeń. W cenie 3,50 PLN ( BEZ nadruku i personalizacji ). Czyli w podsumowaniu blisko 2 razy więcej.
Trzeba przyznać, że nie zastanawialiśmy się zbyt długo, złożyliśmy zamówienie i po niecałych 2 tygodniach otrzymaliśmy nasze zaproszenia. Byliśmy bardzo zadowoleni, wszystkim się podobały 🙂 Polecamy zapoznać się głębiej z rynkiem zanim podejmiemy pochopną decyzję. Jeśli mamy czas na zapoznanie się z innymi ofertami niż te dostępne w pierwszych wynikach wyszukiwarki, może się okazać, że konkurencja potrafi sprzedać produkt porównywalny jakościowo z droższymi markami, za dwukrotnie mniej.
Mówi się, że koszulę ślubną powinna kupować Panu Młodemu Panna Młoda, powiem tak … powodzenia 🙂 Wybór koszuli nie jest łatwym zadaniem, jeśli macie swoiste wymagania co do samej koszuli rzecz jasna. Ja chciałem mieć koszulę z mankietami, guziki frontowe wewnątrz, nie daj Boże kieszeni z przodu, klasyczny kołnierz i uwaga … 100% bawełny. Proste prawda ? Otóż nie 🙂 Jest bardzo niewiele miejsc w których kupicie 100-tu procentowo bawełnianą koszulę do ślubu. Większość facetów nie zwraca na to uwagi, że w 90% przypadków koszule są mieszanką jakichś tekstyliów (uczulenia na Tajwan ?), ale nie każdy jest tak wydziergany na łapach jak ja 🙂 więc dla większości z nich problem nie istnieje. Mi jednak zależało na nieprześwitującej warstwie materiału, aby późniejsze zdjęcia nie skupiały się tylko na moich tribalach, ale na obrazie całościowym 🙂
Zacząłem, pełny nadziei, w pierwszym lepszym sklepie z ciuchami do ślubu, jaki efekt ? – Nie mamy 100 procentowo bawełnianych koszul, ponieważ są strasznie drogie i nikt nie chce ich kupować. Ceny zaczynają się w granicach 300 PLN, a dostanie Pan coś takiego tylko w firmie OLYMP . Mają swoje stoisko w Arkadii na Jana Pawła – nie dyskutując więc za długo, udałem się do Arkadii w Warszawie, aby dokonać dosyć istotnego zakupu, czyli swojej śnieżno białej koszuli. Dość szybko trafiłem do sklepu OLYMP, natychmiast znalazłem rozmiar spełniający wszystkie moje wygórowane wymagania, poza jednym … koszuli nie można przymierzyć ! Nie ma przymierzalni, koszule są zapakowane i strasznie drogie. Wyrażam więc swoje wielkie zażenowanie do obsługującej Pani – Przepraszam, ale muszę się poważnie zastanowić nad zakupem, ponieważ za prawie 400 PLN nie wiem co kupuję i jak to będzie na mnie wyglądać – na co, jak gdyby nigdy nic, Pani odpowiedziała – Rozumiem – obróciłem się i wyszedłem zażenowany.
Można powiedzieć, że nie zastanawiałem się zbyt długo nad OLYMP-em, bo tuż po wyjściu ze sklepu przed oczami wyrosła mi Wólczanka, stwierdziłem więc, że czas chyba zobaczyć inne opcje. Wszedłem do Wólczanki. Bez najmniejszego problemu przymierzyłem koszulę, nikt nie robił żadnych fochów. Koszula leżała na mnie idealnie, jedynym mankamentem koszuli były tylko zapinane od zewnątrz guziki, więc znów ciężko było mi się zdecydować i powiedziałem ekspedientce, że się zastanowię. Po wyjściu z Wólczanki, trafiłem jeszcze do innych sklepów : DIGEL, Royal Collection, etc. Zrobiłem maraton po całej konfekcji Arkadii i wróciłem z niczym do Wólczanki. Stwierdziłem, że moich guzików i tak przecież nie będzie widać pod kamizelką, więc mogę z tym żyć. I kupiłem, ( 280 PLN ) strasznie droga koszula, aż dziś mi się serce kraje, jednak nie był to jeszcze koniec niespodzianek …
Przymierzyłem koszulę Wólczanki ponownie w domu, leżała doskonale, byłem bardzo zadowolony z materiału, a po założeniu spinek do mankietów poczułem za co zapłaciłem. Następnie przymierzyłem marynarkę … i tu lekkie zdziwienie. Porada Pana młodego : należy zawsze z sobą nosić centymetr i znać : długości, obwody i inne wymiary części garderoby. Dlaczego ? Otóż, obwód rękawa w połączeniu ze spinkami do mankietów okazał się być w moim przypadku większy od obwodu rękawa garnituru, a chyba nie ma nic bardziej wkurzającego od harmonijki zwijającej się na łokciach, bo przecież rękaw garnituru zamiast opadać swobodnie na dłonie, zatrzymuje się na mankiecie … grrr ! Mi nie pomogło nawet zapięcie mankietów w inny sposób. Dwa centymetry mniej w obwodzie rękawa koszuli i byłbym zadowolony, ale niestety …
Kilka dni później znów pojawiłem się w Arkadii, ale tym razem trochę się wycwaniłem. Jakimś cudem znalazłem koszule OLYMP-u w sklepie Royal Collection, zapakowane ale … od czego są przymierzalnie 🙂 No więc czmychnąłem szybko do przymierzalni z koszulą której nie mogłem rozpakować w OLYMP-ie i rozpakowałem ją w Royalu. Trzeba sobie jakoś w życiu radzić, prawda ? Byłem bardzo zadowolony z rozmiaru, czego niestety nie mogłem powiedzieć o przezroczystości. Zdecydowanie widać było wszystkie moje dziary pod rękawami, więc moja początkowa euforia szybko minęła. Zapakowałem koszulę z powrotem … a przynajmniej spróbowałem zapakować 😀 bo zostało mi jeszcze kilka szpilek, które wyciągnąłem z koszuli otwierając ją. Następnie udałem się do ostatniego miejsca w którym były jeszcze koszule spełniające ( przynajmniej częściowo ) moje wymagania, czyli DIGEL.
W Digelu koszule nie były wcale tańsze od tych w OLYMP-ie i również nie można było ich przymierzać, ale … Digel jako jeden z nielicznych sklepów miał możliwość przymiarki jedynego rozpakowanego egzemplarza w przymierzalni. Co prawda mierzyło ją już chyba stu facetów, więc capiła niemiłosiernie, ale za to nie straciłem nadziei na dobry zakup. I co się okazało ? Założyłem koszulę, sprawdziłem przezroczystość, zmierzyłem rękawy i miałem dokładnie 15 sekund na decyzję … koleś, który wszedł po mnie do sklepu poprosił o mój rozmiar, a ten który właśnie mierzyłem był ostatni ! Nie zawahałem się ani chwili, to był najszybszy i najbardziej trafny zakup tego dnia. Miałem już swoją koszulę, ale to wciąż nie był koniec moich niespodzianek …
Koszula była zapakowana w papierową torbę (po prostu kocham ekologię), postawiłem ją na chwilę na ziemi … gdzie oczywiście wcześniej jakiś cymbał rozlał swoje piwo ! Gratulacje Grzesiu ! Plama na rękawie !
Następnego dnia wylądowałem jeszcze w pralni i to była ( na szczęście ) już ostatnia przygoda z koszulą przed ślubem 🙂 Koszula dotrwała jakoś bezpiecznie w szafie do sierpnia i spełniła swoje najważniejsze zadanie w życiu.
Od jakiegoś czasu nosiłem się z zamiarem skoku na bungee, ale takie skoki odbywają się niestety w określonych terminach i jest pomiędzy nimi po kilka tygodni przerwy. Szybko trafiłem na stronę Mario, który wraz z żoną organizuje takie skoki, a do tego jest rekordzistą, który ustanowił rekord w skoku 220 metrów w Szwecji. Więcej do poczytania na stronie : http://www.jumping.pl/main.html Po stronce szybko trafiliśmy do Warszawy na Prymasa Tysiąclecia, gdzie stoi dźwig, z którego odbywają się skoki. Wysokość z jakiej odbywają się skoki to 90 metrów. Na wszystkich filmach ta wysokość wydaje się dużo mniejsza, do czasu kiedy nie jest się fizycznie na szczycie, ale o tym później. Wybraliśmy się więc z żoną na Bungee do Warszawy, trafiliśmy bez problemu, ale …
Pogoda była strasznie słaba, zaczęło się od mżawki, potem zaczęło kropić i do tego było zajebiście zimno. Od razu stwierdziłem, że w takiej pogodzie, nie ma co nagrywać i robić zdjęć, więc pewnie i ekipa nie będzie chciała robić fotek (w końcu jaka to atrakcja, jeśli nie można sobie powspominać ?). Zdecydowaliśmy się więc na chwilkę wstąpić do pobliskiej knajpki „Grappa”. Niestety nie mieliśmy ochoty robić zdjęć wewnątrz lokalu, ale można zobaczyć je na ich stronie : http://www.cafegrappa.pl Zuza lokal podsumowała tak – Klimat fajny, jedzenie smaczne, ale czekać 45 minut od złożenia zamówienia to jednak lekka przesada – na szczęście później czekały na mnie ciekawsze atrakcje 🙂
Kiedy już zjedliśmy, okazało się, że deszczyk przestał kropić, więc jak najszybciej udaliśmy się do miejsca skoków. No i przed nami zdążyła się uzbierać blisko 10 osoba grupka oczekujących na skok. Dupa z zimna i oczekiwania na skok, prawie mi odpadła. Zdążyłem jeszcze załatwić swoje potrzeby fizjologiczne pod drzewkiem i wydaje mi się, że był to bardzo dobry pomysł, kto wie co stałoby się w locie 🙂 ale dość opowiadania, czas na skok !
Co jest najgorsze w skoku na bungee ? Strach zaczyna się mniej więcej w połowie jazdy w górę. W pewnym momencie jesteś na wysokości 10 piętrowego bloku i tu pojawiają się pierwsze wątpliwości – Ja pierdzielę ! Chyba mnie pojebało ! – i za kilkanaście sekund jesteś jeszcze wyżej, wtedy zaczyna się pierwsza faza paniki, myślisz sobie – Kurwa, ja chcę na dół, ale nie tędy ! Rezygnuję – wtedy instruktor za plecami mówi do Ciebie – Popatrz sobie na Warszawę, jak jest ładnie – ale ty kurczowo trzymasz się pasów i widzisz tylko ten cholerny materac na dole, który z tej wysokości wygląda jak ipod, nagle za plecami słyszysz głos – I jak ? Gotowy ? – chyba oszalałeś ! nie ! nie gotowy ! – 3, 2, 1 bungee ! – Nieeee ! Stop, jeszcze raz ! Nie jestem gotowy ! – te najgorsze decyzyjne 5 sekund w twoim życiu, w których serce chce z Ciebie wyskoczyć przez gardło i znów słyszysz odliczanie – 3, 2, 1 bungee ! – Aaaaaaaaa !
W tej chwili spadasz z taką prędkością, że oczy zachodzą łzami, a z siebie wydajesz takie dźwięki, że się zastanawiasz czy to na pewno ty. Po skoku, jesteś już inną osobą, emocje nie opuszczą Cię aż do końca dnia. Nie zapomnijcie zrobić sobie sesji zdjęciowej, a najlepiej nagrać wideo, tego się po prostu nie chce zapomnieć 😀 Pozdro, dla wszystkich odważnych.
A tu materiał ze skoku bungee Mirka dotkniętego chorobą Tourette’a, któremu tym razem nie udało się skoczyć, ale następnym razem dasz radę 🙂 szacun, że dotrwałeś do tego momentu, większość ludzi nigdy nie dotrze na sam szczyt :
W końcu udało mi się spotkać z naszą świadkową 🙂 . Dopiero po 3 miesiącach od śluby miałyśmy więcej czasu aby usiąść i pogadać. Następnie po kilku godzinach ( w drugim lokalu ) dołączył do nas Grzesiek. Obie ze względu, iż właśnie skończyłyśmy pracę : zaszłyśmy do lokalu „jedzenie na wagę” ( wnętrze widoczne na zdj. „Świadkowa” 🙂 ) , a następnie już posilone ruszyłyśmy szukać miejsca, w którym jest grzane wino i w którym nas jeszcze nie było 🙂 . Trafiłyśmy do „Polskiego Jadła ” i choć pierwsze wrażenie napawało nas chęcią natychmiastowego wyjścia, to obie stwierdziłyśmy że jednak zostajemy – mieli grzane wino 🙂 Tak więc zajęłyśmy się kosztowaniem trunków i łakoci po czym dołączył do nas mój mąż.
A oto kilka fotek z tego dość dziwnego, choć całkiem klimatycznego miejsca : czyli „chłopskiego jadła „
Wbrew pozorom facet nie ma lekko szukając sobie rzeczy do ślubu. Zacząłem, jak pewnie większość osób, od przeczesania Google w poszukiwaniu garnituru … była to chyba największa pomyłka jaką popełniłem. Na początku trafiłem do firmy „New Men” ( http://www.newmen.eu ), gdzie oczywiście znalazłem swój wspaniały garnitur … oczywiście tylko na zdjęciu. Byłem przygotowany na zakup, wystarczyło tylko znaleźć odpowiedni rozmiar i mieć to schematycznie z głowy, niestety nie jest to tak proste jakby mogło się wydawać. Trafiłem do sklepu New Men ( na Jana Pawła w Warszawie ), a pierwsze co przykuło moją uwagę to totalna olewka klientów. Kolejna rzeczą która przykuła moją uwagę, była kolekcja ekspozycyjna, która po bliższym zbadaniu okazała się delikatnie mówiąc, słaba. Nieśmiało spytałem więc o dwa interesujące mnie modele, na co pani wskazała właśnie na model z ekspozycji i jakiś model obok, również z ekspozycji. Na odpowiedź tej pani się skrzywiłem, bo oczywiście mistrzowskie opanowanie Photoshopa pozwoliło designerom na umieszczenie o niebo lepszych fotek na stronie internetowej niż sam produkt w rzeczywistości. Pani widząc moje zażenowanie poleciła mi przyjść w jakiejś rozsądniejszej porze, ponieważ trafiłem do sklepu tuż przed zamknięciem. Postanowiłem wpaść następnego dnia i coś w końcu przymierzyć.
Następnego dnia przymierzyłem w sumie dwie marynarki, które poleciła mi sprzedawczyni. Wspominałem już o totalnej olewce klienta ? Tego dnia było podobnie. Po przymiarce tych dwóch marynarek stwierdziłem że mi się podobają i chciałbym spisać modele ( plus odcienie i rozmiary ) na inny dzień, ponieważ chciałbym przyjść z drugą osobą i usłyszeć jakąś obiektywną opinię, a nie tylko – Bardzo ładnie, bardzo dobrze – następnego dnia udało mi się namówić przyszłą małżonkę na wyskok do New Men-a. I to jest jedna z bardziej istotnych rzeczy jeśli chodzi o kupowanie czegokolwiek co powinno dobrze na człowieku leżeć – Zawsze potrzebujemy opinii drugiej osoby – która w tym przypadku brzmiała bardziej obiektywnie od sprzedawczyni, czyli – Misiek ! Jak ty wyglądasz ?! – co utwierdziło mnie w przekonaniu, że kreacje, które wybrałem i które mi zachwalano są do dupy. Kiedy przyszła małżonka zobaczyła jak personel nas olewa, powiedziała krótko – Misiek, idziemy stąd ! – na co spytałem jeszcze – Może powiemy chociaż do widzenia ? – A po co ? Ktoś wogóle widzi, że wychodzimy ? – no i miała rację, obsługa obsikała nas równo 🙂
Wróciłem do tego salonu jeszcze jeden raz, szukając innym razem koszuli, ale kiedy do przymiarki zaoferowali mi jakieś przepocone ścierwo ( bo przecież nie otwierają zapakowanych koszul ), moja noga więcej tam nie postała.
Jakiś czas później, rozmawiałem ze znajomym ( Serafem ) o ciężkim wyborze garnituru. Wykazał się fachową poradą ponieważ brał ślub przede mną i swoje już chłop przeżył. Skomentował to krótko – Żadne tam wynalazki, żadne Hugo Bossy, zwykłe centrum handlowe i od razu znajdziesz coś dla siebie … – brzmi słabo, ale nazajutrz wybrałem się do Złotych Tarasów, wierzcie lub nie, ale polazłem do Hugo Bossa w nadziei na cud, przymierzyłem garnitur i co ? … był świetny … doskonały materiał, świetnie taliowana marynarka, nie przeraziła mnie nawet cena ( 2500 tys.), szkoda tylko że nogawki były zwężane do kostek. Zdaję sobie sprawę, że modele świetnie wyglądają w takich spodniach, ale ja wyglądałem w nich jak Kermit żaba. Podziękowałem i poszedłem dalej.
Ostatnim miejscem do którego trafiłem był salon „Sunset Suits” ( http://www.sunsetsuits.pl ) . Kolekcja którą oglądałem na ekspozycji nie była jakaś wyjątkowo wspaniała, ale za to obsługa była na naprawdę przyzwoitym poziomie. Tak naprawdę do samej przymiarki namówiła mnie przyszła żona. I co się okazało ? Okazało się, że pierwszy garnitur jaki przymierzyłem pasował po prostu idealnie, no może poza moim brzuchem, którego po raz pierwszy zauważyłem w takich rozmiarach na żywo 😀 utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu, że czas zacząć się odchudzać. Wracając do tematu, stanąłem przed lustrem, żona obejrzała mnie z tyłu i z przodu, przez chwilę zapanowała cisza i to było właśnie to … znalazłem swój garnitur, do tego w sklepie, o którym pierwszy raz słyszałem. Zostawiłem jednak swój garnitur w celem poszerzenia pasa o 2 centymetry 😛 po czym wróciliśmy zadowoleni do domu ( ja ponieważ znalazłem garnitur, a żona ponieważ zwiedziła ze mną wszystkie sklepy z garniturami w Złotych Tarasach i Arkadii 🙂 ). Tak oto, za naprawdę niewielką kasę ( w promocji marynarka plus spodnie wyniosły mnie 750 PLN ), kupiłem swój garnitur do ślubu.