Ah na jakich to znów trafiliśmy fachowców … ale może od początku.
Zachciało się nam kostki brukowej z trzech powodów:
– swobodny wjazd do garażu,
– ułatwiony transport materiałów, mebli etc.
– oraz wszechobecny piasek który nosił się po całym domu.
Tak zapadła decyzja o tym, aby położyć kostkę brukową. Po przeliczeniu ceny z materiałem, ilość metrów kostki zmniejszaliśmy do minimum 🙂
W Wołominie firmy biorą więcej niż w Warszawie, za to pomysłów mają adekwatnie mniej.
Na spotkanie umówiliśmy dwie ekipy. Pierwszy Pan, niechętnie przyjechał pokazać nam kostki które układa, był miły, uśmiechnięty … nie spodobał się żonie (cena robocizny z materiałem po utargowaniu wyniosła 100 PLN/m2 za kostkę 6cm i obrzeża 15 PLN/mb). Kolejni Panowie którzy przyjechali to rodzina. Równie mili, uśmiechnięci, cena odpowiednio wyższa (po utargowaniu ze 110 PLN/m2 na 105 PLN/m2 kostka 6cm). Postanowiliśmy sprawę przemyśleć.
Po kilku dniach sprawa okazała się rozwiązać sama. Zadzwonił pierwszy brukarz i poinformował, że ma lukę w zleceniu i może wchodzić do nas jutro. No to świetnie ! Pomyśleliśmy i przystąpiliśmy do negocjacji 🙂 Po pierwsze ustaliliśmy że Panowie położą nam rury od odwodnienia w cenie (prosta rzecz – zakopanie rur pod kostką). Kolejna sprawa to zmiana kostki z 6cm na 8cm przy podjeździe. Ta zmiana okazała się konieczna kiedy poinformowaliśmy, że na teren posesji okresowo wjeżdżają ciężarowe samochody (przykł. Kamaz z piachem to ponad 15 ton). Za taką kostkę cena odpowiednio wzrosła ze 100 PLN /m2 na 120 PLN m2. Nie było wyjścia, musieliśmy się na to zgodzić.
Po wstępnych wyliczeniach wyszło nam około 120m2 do pokrycia. Szacunkowo 14.500 PLN. Oczywiście zawsze trzeba liczyć więcej. Wszelkie łuczki pochłaniają po 0.5m więcej jeśli przejścia mają wyglądać na łagodne. Za to zaoszczędziliśmy trochę kasy na materiale. Mieliśmy już piasek i paletę cementu, który miałem wykorzystać do swoich celów 😉 w sumie ponad 1000 PLN które odliczyliśmy od ceny końcowej. Po tych ustaleniach Panowie z samego rana (6.00) przystąpili do pracy.
Na początku wszystko szło pięknie. Panowie dostali ode mnie projekt (sam wykonałem, opisałem wymiary, naniosłem nawet rury odpływowe), więc nie było żadnych wątpliwości co mają robić. Później zaczęły się pierwsze problemy. Kostka przyjechała i od razu znalazła sobie miejsce obok działki (nie na zagrodzonym terenie) na gruntowej drodze dojazdowej. Nie byliśmy z tego powodu zadowoleni, ale 2-3 dni miały naszym wujkom i sąsiadom nie przeszkadzać w koszeniu pola. Panowie zabrali się za korytowanie, co spychaczem szło bardzo sprawnie. Wyciągnęli mi nawet korzeń, który próbowałem zwalczyć chemicznie (nawiercone otwory w korzeniu i roundap to wielka forumowa ściema).
Później pojawiło się kruszywo, ubijanie, następnie żwir, znów ubijanie, kolejno piasek, znów ubijanie … gdzieś po drodze pojawiły się obrzeża zacementowane grubą warstwą od zewnętrznej strony i piasek wymieszany z cementem.
Już pierwszego dnia miejscowe chłopki zaczęły się kręcić blisko palet z kostką wystawioną przed domem. Druga część kostki była już na terenie działki. Zadzwoniłem do brukarza i powiedziałem, że nie biorę odpowiedzialności za towar poza posesją, na co brukarz stwierdził że jeszcze nikt mu kostki nie ukradł wiec żeby się nie przejmować. Przestałem się więc przejmować po tym jak stwierdziłem – No w sumie to i tak płacimy z metra tego co jest na ziemi, a nie z tego co zostało zamówione – i na tym rozmowa się skończyła. Kostki na szczęście nikt nie ukradł, ale … czyżby byłą tak słaba ? 🙂
Pierwszy problem pojawił się ze spadkiem podjazdu z garażu. Nagle okazało się, że nóżki stopujące bramy garażowe nie dosięgają do kostki. Spytałem telefonicznie czy może spadek nie jest za duży … i się zaczęło. Nasłuchałem się, że mamy źle zamocowane nóżki, że Pan robi kostkę od iluś tam lat i żebym go nie uczył jak się kostkę układa. Dużo tego, zwłaszcza że tylko spytałem czy spadek nie jest za duży. – Ja się nie będę pasować do nóżek od bramy ! Pan przyjdzie i zobaczy !- Na co wkurwiony odpowiedziałem – Właśnie tak, przyjdę i zobaczę ! I mam nadzieję, że to rzeczywiście nóżki są za wysoko i można je wyregulować ! – Po tych słowach Pan brukarz ochłonął i zaczął robić dalej.
Denerwuje mnie jak ktoś podnosi na mnie głos pracując u mnie na budowie.
Przyjechałem i obejrzałem więc nóżki od bramy i rzeczywiście wydały mi się za wysoko zamontowane, ale spadek od strony garażu również nie wyglądał najlepiej. Zuza nie była zadowolona, bo wciąż narzeka na słaby ręczny w Lanosie, za to deszcz na pewno nie spłynie do garażu. Zapomniałem jednak na chwilę o temacie spadku podjazdu, ponieważ panowie otwierając bramę wjazdową (chyba brama zawadzała o kostkę przy otwarciu) urwali mi zawias! Przestraszeni spojrzeli na nas gapiących się jak sroki i szef zdążył tylko wydukać – O, popsuło się – na co ja opanowując się – No to teraz trzeba naprawić jak się popsuło – szef stwierdził żeby zdjąć całkiem bramę i wtedy urwali drugi zawias! Zuza stwierdziła tylko – No to kurwa pięknie – po czym odstawili bramę pod siatkę – Widzisz Pan, już stare spawy, już samo odchodziło – tłumaczył szef, na co ja stwierdziłem tylko, że i tak musicie to pospawać.
Panowie olali temat bramy i zabrali się do roboty. Po blisko 4 godzinach zaczęli się zbierać do wyjścia. Szef wymyślił sobie dzień wcześniej, że dziś chciałby dostać zaliczkę 8 tysięcy, chociaż jak sam stwierdził na początku zaliczek nie bierze. Więc zanim nastąpiło rozliczenie, spytałem wprost – A co z bramą ? – na co szef odpowiedział – Musisz sobie Pan pospawać – i mnie zatkało – Ja mam sobie pospawać !? – No a ja ?! – zdziwił się brukarz. No i wtedy już przestało być zabawnie – Popsuliście bramę, to ją teraz musicie naprawić ! – i Pan brukarz zaczął swój koncert – Przecież to nie specjalnie ! Jak miałem wejść do środka ? Przefrunąć ? Panie bądź Pan człowiekiem ! Jakby Pan taksówką jechał, wychodził i urwał drzwi to by Panu taksówkarz nie kazał drzwi naprawiać ! – Zuza i ja słuchaliśmy z niedowierzaniem – Jak kiedyś koparką jednej babie rurę przerwaliśmy, to sama pojechała, kupiła i nic nie kazała zwracać ! Nie będziecie mnie tu wrabiać !- kontynuował pan brukarz, ale w tym wywodzie przerwałem mu – Chyba na własne oczy widziałem jak urwaliście mi bramę – Ale przecież nie specjalnie ! – po tym słowotoku przerwałem tą głupią rozmowę i stwierdziłem – Kurwa, zepsuliście bramę, ma to być zrobione i koniec ! – i wtedy Pan brukarz zaczął już się drzeć – Kurwa ?! Kurwa !? Pan mnie nie denerwuje, ja mam dzieci w Pana wieku ! W nic mnie nie będziecie wrabiać ! – popatrzyłem na niego machającego mi palcem przed nosem i odparłem – Panie nie drzyj Pan mordy ja jestem u siebie ! – przez kilka sekund nastała cisza, po czym brukarz znów podniósł głos, więc powtórzyłem jeszcze raz – Nie drzyj się nie mnie jestem u siebie ! Brama ma być zrobiona i koniec ! – obróciłem się i poszedłem. Brukarz ochłonął poszedł za mną i stwierdził – Dobra, pospawamy tą bramę żeby był mój spokój a Pana racja – ręce mi opadły, bo za chwilę mieliśmy wypłacać tą niezapowiedzianą zaliczkę.
Po podpisaniu przez Pana Ponichterę (bo tak się Pan Jerzy podpisał) odbioru gotówki, usłyszeliśmy jeszcze – Dziękuję za takich klientów ! Jeszcze mnie nigdy coś takiego nie spotkało ! Życie was jeszcze nauczy ! – I Pana też życie nauczy – odpowiedziała szybko Zuza, ale brukarz przerwał – Mnie już życie nauczyło, ja już wszystko wiem ! – na co zaśmiałem się i powiedziałem – Człowiek się uczy całe życie … – i po tych słowach pracownik szefa wymienił ze mną uścisk dłoni (chyba dawno już ktoś ich szefa nie opieprzył) i pojechali. Przez cały długi weekend nie mogliśmy uwierzyć, że można być takim burakiem i prowadzić firmę. Po raz pierwszy ktoś też podniósł na nas głos na naszej posesji.
Postanowiliśmy olać tą sprawę i po prostu wszystko na chłodno opisać. Następnego dnia okazało się, że wujek Zuzy ma spawarkę własnej roboty i w ciągu 20 minut ? Pospawał nam bramę. O to było tyle krzyku ? Potem okazało się, że najtańsza spawarka w Leroy Merlin kosztuje 170 PLN, pomyślałem że chyba śnię ! Wysłałem Panu Ponichterze SMS-a, że brama jest już zespawana i już może zapomnieć o temacie. Chyba kupię sobie spawarkę.
Po długim weekendzie Panowie nie spodziewali się mnie na miejscu, byli wyraźnie niezadowoleni, że jestem, pilnuję i piję sobie kawkę. Po chwili zaczęło jednak trochę kropić, więc przyszedł pan brukarz i stwierdził – No to my będziemy jechać, pogoda nie dopisuje. I tak jutro mieliśmy przyjechać – na co ja stwierdziłem tylko – Trudno, do widzenia – trochę się zdziwił, wyszedł i pojechali. Deszcz przestał padać po 30 minutach i do końca dnia już nie zapadał 😉
Kolejny dzień Zuza musiała już użerać się z nimi sama. Pracownicy pili sobie oczywiście podczas pracy piwko i chowali kiedy tylko widzieli Zuzę. Zawsze znajduję później po ekipach piwa lub wódki pochowane w trawie, albo pod deskami. Co za ludzie ?
Panowie zaczęli robić chodnik do kotłowni – Czemu tu jest taka górka ? – spytała Zuza – Ja z Pani mężem ustalałem, że tu ma być równo z drzwiami ! To jest kotłownia, tu się będzie taczką jeździć ! – po czym Zuza wysłała mi zdjęcia. Popatrzyłem i faktycznie podejście wydało mi się za duże. Chciałem równo z drzwiami, ale nie sądziłem, że dalej będzie taki spadek. Zuza poczekała aż skończą podejście i stwierdziła, że nie jest tak źle jak się po tym chodzi i nie chce już się o to z nim kłócić, bo rozmowa przypomina rozmowę z małym dzieckiem, które krzykiem i tupaniem osiąga swoje cele. Postanowiliśmy już nie dyskutować z brukarzem
Kiedy Panowie skończyli, szef stwierdził że oni już jadą. Zuza spytała czy chce czekać na męża żeby odebrał robotę, na co Pan Ponichtera się oburzył – Ja tu nie będę do 20.00 czekać ! Ja mam swoją rodzinę ! Gospodarz powinien tu być najpóźniej o 17.00 i czekać żeby się rozliczyć z pieniędzmi ! – Ok to w takim razie rozumiem, że Pan przyjedzie w sobotę jak mąż będzie rano i wtedy się rozliczymy ? – Ja tu nigdzie nie będę przyjeżdżał ! Wy do mnie przyjedziecie ! Szkoda mi paliwa ! Jutro najlepiej, nie będziecie mi chyba kazali dwa dni do soboty czekać ?! – po czym obrócił się i pojechał. Pozostawię to bez komentarza 😉
Pan brukarz obiecał nam gwarancję, ale 3 lata (czyli gwarancja producenta na kostkę), bo na usługę już chyba nie mamy co liczyć :). Obiecywał co prawda, że jakby coś to on na pewno przyjedzie i poprawi, ale na słowo to chyba trudno mu wierzyć. Na domiar złego, brukarz nie wziął od nas danych do faktury, więc od razu poinformowaliśmy, że bez gwarancji na kostkę nie zapłacimy całej kwoty. Zapłaciliśmy więc 3/4 należności, a po resztę Pan brukarz zadeklarował się zgłosić po tym jak dostanie fakturę od producenta.
Generalnie nie jesteśmy tak zadowoleni jakbyśmy chcieli. Spadki chodników wykonane są raczej mało starannie, ale myślę, że najgorsze przyjdzie w zimie kiedy kostka będzie oblodzona. Sama kostka (Certus Nostalit) też prezentuje się dość kiepsko pod względem jakości. Niedociśnięte formy, przylegający papier (pomiędzy kostką na palecie), który schodzi dopiero po 10 deszczu. Brak impregnacji, który pokaże każdą plamę oleju pod samochodem i zachowa na zawsze 😉 wcierający się tynk, cement, na który trzeba bardzo uważać. W jednolitym kolorze wszystko widać bardzo dobrze. Na kostkach typu Picola (kropkowana mozaika) na nich będą dużo mniej widoczne zabrudzenia, ale cena będzie odpowiednio większa.
Tak czy inaczej, cieszymy się, że mamy to już za sobą. Piachu jest wyraźnie mniej w domu, samochodem już można zawrócić na trzy przed garażem, a rozładunek towaru z samochodów dostawczych to czysta przyjemność 😉 Szkoda tylko pieniędzy i nerwów z takimi fachowcami.