Przy dobudowie ganku nasz cieśla stwierdził, że trzeba w miarę szybko kłaść dachówkę ponieważ papa jest już słaba. Dlatego też szybko podjęliśmy decyzję o tym, aby położyć już coś konkretnego na nasz dach. Wybór nie był łatwy, ale już w pierwszych rozmowach z wykonawcami (w sumie było ich trzech) mieliśmy już jakieś pojęcie o tym co jest ważne przy wyborze i co polecają fachowcy. Stanęło na Szwedzkiej blasze, a konkretniej na Plannji. Pozostało tylko wybrać model i zebrać wyceny.
Pierwszy wykonawca i dystrybutor blachodachówki odpadł od razu po wycenie (i spóźnieniu 4 godzinnym). Wymierzył wszystko tak dokładnie, że różnica 70m2 w powierzchni krycia dachu jest mocno podejrzana. Podejrzany był też czas pracy – 1.5 tygodnia! To samo dotyczyło ceny za 1metr ułożenia blachy. Zaczęło się od 20 PLN, po negocjacjach stanęło na 10 PLN, a w końcowej wycenie (po naszych odliczeniach od całej kwoty) znów wróciło do 20 PLN. Krętaczom niestety dziękujemy.
Kolejny facet przyjechał o umówionej porze, obejrzał dach z daleka i stwierdził krótko – 3500 PLN – na co ja stwierdzam, że jest jeszcze do wstawienia okno, wyłaz dachowy – to już ze wszystkim – podsumował, więc albo wie co robi, albo bierze wszystko co mu się akurat teraz nawinie, bo nie ma zleceń. Facet jednak miał fory, bo robił już dach naszemu sąsiadowi i to właśnie sąsiad go polecił. Wiele wskazywało na jego korzyść. Dekarz polecił nam od razu dostawcę blachodachówki z którym oczywiście się zna i ten właśnie Pan przyjechał niebawem zrobić nam wycenę materiałów. Okazało się, że facet od blachy jest również dekarzem wykonawcą i do tego z rodzinnymi tradycjami, więc wzbudził również moje zaufanie.
Po kilku dniach mieliśmy już wycenę. Oczywiście powierzchnia dachu większa, bo trzeba liczyć też odpad produkcyjny, no ale nie 70m2 jak w poprzedniej wycenie! Po krótkich wymianach mailowych doszliśmy do trzech różnych wycen. Od najtańszej, do bardzo drogiej. Wybraliśmy gdzieś po środku … Plannja Scandic Satyna z dłuższą 12 letnią gwarancją. Po tym zostało już tylko zapłacić zaliczkę i czekać na materiał.
Ludzie od blachy skontaktowali się automatycznie z naszym dekarzem i kilka dni później mieliśmy już umówiony komplet fachowców i materiał. Transport przyjechał punktualnie, niestety dekarze już nie. Pan od transportu był zdziwiony że nikt mnie nie uprzedził o konieczności 3 osób do rozładunku. – Nie ma możliwości żebyśmy we dwóch ściągnęli blachę, bo popęka i będzie do wyrzucenia – Wykonuję szybki telefon do mieszkających obok dziadków i próbuję załatwić jakąś dodatkową osobę.
Niestety, nikogo aktualnie nie ma w domu poza dziadkiem. Dzwonię więc do dekarzy … jadą, będą za 15 minut. Uff. Zaczynamy więc z kierowcą zdejmować łaty i mniejsze rzeczy. Po chwili są już dekarze, zaczynają ściągać towar i wszystko idzie już sprawnie.
Dekarze nie obijają się i od razu zaczynają montować łaty. Ja w tym czasie rozliczam się z kierowcą. I tu kolejna niespodzianka. Pan nie ma wydać reszty. Znów zabawa w telefony, po czym Pan dekarz pożycza brakujące 70 PLN. Heh, jeszcze nie zaczęli dobrze roboty, a już dopłacają do interesu 🙂
Dekarze działali sprawnie, po blisko 2 godzinach blacha była już na 30% dachu? Okazało się, że to była ta łatwa część na której nie było żadnych okien dachowych. Później szło już coraz wolniej, zaczęły się obróbki, zakładanie rynien i cięcie blachy. Czteroosobowa ekipa oczywiście nie piła. Jeden z nich palił, więc statystycznie byli bez nałogowi.
Po pierwszym dniu widzę kilka niedociągnięć, jakichś drobnych rysek, więc informuję dekarza, który stwierdza że to normalne i zawsze jakieś drobne rzeczy wyjdą, ale pokryjemy to wszystko farbką i będzie gut.
Przychodzi czas na montaż włazu i okna. Piła spalinowa, trochę desek i gwoździ i okno obsadzone 😉 Sam bym się z tym bawił ze dwa dni. Panowie nawet nie czytali instrukcji montażu, widać że ten model obsadzali już nie raz. Po chwili okazuje się, że trzeba będzie dokładniej obrobić okno dachowe płytami gips-karton od wewnątrz, ale tym już zajmę się sam. Trudno.
Przy obróbce kominów okazuje się najgorsze … mamy klinkier z cegły dziurawki. Dekarz stwierdza że spotyka się praktycznie zawsze na kominach z dziurkowanym klinkierem i jeśli obróbka jest dobrze zrobiona to przeciekać nie powinno. Żeby było śmieszniej, to komin na którym będziemy palić w kominku jest na zaprawie cementowej. Gdybym wcześniej wiedział, że do klinkieru jest specjalna zaprawa, z pewnością bym solidnie opierdolił majstra. Teraz będę musiał wdrapać się na komin i jakoś ładnie to wszystko zafugować, bo kiedyś woda i mróz zrobi swoje i uszkodzi komin.
Pan dekarz proponuje obróbkę (łączenie dachu garażu i ściany domu) wykonać już na styropianie, bo podobno blacha strasznie ciągnie mróz. Ponieważ nie mamy jeszcze ocieplenia, dekarz kupuje styropian, klej i robi obróbkę na styropianie 😉
Po fajrancie zostaje oczywiście kupę śmieci. Pakuję wszystko do beczki i wypalam. papa kopci się strasznie szybko, trzeba z nią uważać. Zostało mi trochę łat, więc od razu planuję co z nimi zrobię 😉 Z resztek blachy obiję psu budę, niech ma coś z życia.
Kolejne dwa dni to już głównie obróbki, montaż gąsiorów, rynien, silikonowanie i pokrywanie farbką.
A na sam koniec musiałem oczywiście coś popsuć. Wyszedłem na dach garażu przez okno obejrzeć czy wszystko jest ok, zagapiłem się i źle stanąłem na blasze! Wgięcie do samej łaty! Wołam dekarza, mówię że jest awaria. Dekarz patrzy co się stało i stwierdza – O kurwa – w tym samym czasie przyjechała żona i widzi co się dzieje. Z przerażeniem ogląda wgięcie blachy, chwila napiętej narady, po czym decydujemy się zdjąć arkusz i położyć ostatni kawałek jakim nam został. Ufff, na szczęście został 1 arkusz w tym wymiarze. Doliczamy dekarzowi za nieprzewidziane okoliczności 😉 i możemy już odetchnąć z ulgą.
Zapowiadam że od dziś nikt nie może wychodzić na dach garażu 😉 zanim oczywiście nie zrobię jakiejś drabinki z drewna.
I tu kończy się ta przygoda, jak na razie nic nie cieknie, a ja cieszę się oknami dachowymi i ładnym dachem.