Przyszedł taki czas że schody wejściowe ganku zaczęły przypominać Polskie drogi i nabrały koloru zielonego, a więc … przyszedł czas na gres. Tak naprawdę to miałem się tym zająć jakieś 2 lata temu, ale jak się okazuje, na wsi jest zawsze coś pilniejszego do roboty. Tak więc, nastał najlepszy czas na gresik, a do tego była promocja. Ten kolor to jeden z trzech dostępnych od ręki w marketach, który nam pasował do elewacji. Nic tylko brać, 19 zł z metra.
Na początek poszła w ruch kątówka ze szczotą drucianą, aby bloczki betonowe zaczęły przypominać beton. Następnie folia w płynie. Drogie ale niezbędne na zewnątrz. Tu mały kierownik budowy oceniał jakość.
Następne w kolejności już układanie płytek i walka z dystansami. Na zewnątrz fuga minimum 1cm. Generalnie wylewając schody założylem schodek na około 33cm + fuga, więc jakichś specjalnych przycięć płytek nie było. Poza pionowymi oczywiście 😉 Dużo większy problem był ze spadkami i wyrównywaniem powierzchni. Kleju poszło sporo.
Na koniec poszło też sporo fugi, wcale nie taniej. No ale jak robić to porządnie 😉
Po wielu miesiącach użykowania oświetlenia budowlanego, czyli zwykłych żarówek w oprawkach, przyszedł czas na założenie bardziej odpowiedniego oświetlenia. Schody nie pozostawiały wątpliwości. Plafony. Ściana jest wysoka, więc najlepszy byłby jakiś podłużny plafon, jednak po obejrzeniu dostępnych i porównaniu cen, odpowiedni plafon do ściany schodowej zaczynał się od 300 PLN. Pomyślałem więc, że ciekawiej będzie ustawić obok siebie dwa mniejsze plafony w jakiejś bardziej przystępnej cenie (powiedzmy 100PLN/szt.). I tak też zrobiłem. Znalazłem dwa mniejsze kwadratowe plafony i ułożyłem je obok siebie pod kątem 45 stopni.
Jednak zanim to nastąpiło, o mało nie połamałem sobie nóg. Byłem na tyle sprytny, że ustawiłem drabinę na schodach bez podparcia, a kiedy doszedłem do końca drabiny, ta oczywiście ześlizgnęła się na dół ze mną po ścianie. Grzmotnąłem prosto na gresowe schody. Pierwsze co do mnie dotarło, to to, że nie czuję lewej nogi od kolana w dół. Pięknie! Chyba złamałem nogę. Popatrzyłem że mam w kolanie lekko odgiętą nogę, oraz opuchnięty piszczel. Obdarć skóry nie liczyłem. Zastanawiałem się tylko w którym miejscu mam pęknięcie. Leżałem tak dobre 5 minut zanim coś zacząłem czuć nogę i wtedy ją wyciągnąłem. Mogłem ruszać stopą, więc wygląda na to, że wszystko jest ok. Później zobaczyłem że spadająca drabina ułamała róg gresu. Ech, pięknie, trzeba będzie skuć. Później jakoś doczłapałem na dół. Chyba więcej szczęścia niż rozumu. Żona w tym czasie karmiła dziecko, więc zobaczyła już tylko jak człapię z siniakami na nogach. Dała mi piwo i obmyła spirytusem rany.
Po kilku godzinach odpoczynku i nałożeniu plastrów … poszedłem po lepszą drabinę 😉 dwu-elementową rozkładaną. Ustawiłem ją na podłodze, podstawiłem coś żeby się nie odsunęła i opuchnięty dokończyłem dzieła.
Do zamontowania została jeszcze plafoniera w ganku. Montaż tego modelu był koszmarem. Dokręcenie szklanej osłony, to igrzyska olimpijskie w precyzji pracy dwoma palcami. Szczelina jest w niej tak wąska, że można dokrecić nakrętki tylko dwoma palcami. I to jeśli masz długie palce 😉 Generalnie cieszę się, że mam już to za sobą. Przez jakiś czas będę miał uraz do drabiny.
Ganek stoi tak jak trzeba. Nasi fachowcy uwinęli się jak widać całkiem szybko, ale to pewnie dlatego, że rozliczamy się co tydzień ze skończonych rzeczy, więc musieli coś zarobić. Budowa samego ganku została wyliczona powierzchniowo na 20 metrów i 25 centymetrów, razy 35 PLN za metr = czyli 708 PLN, do tego dochodzą jeszcze: zalewanie betonem w środku 200 PLN (wysokość cienkiej wylewki), wieniec 200 PLN i schody 150 PLN, w sumie 1258 PLN.
Co do schodów, to jednak w tym wykonaniu z nich zrezygnujemy. Zamierzamy wylać na tych które są obecnie płytę, a docelowo schody wykonać dookoła z kostki brukowej. Niestety jak dla nas powierzchnia przed drzwiami jest za krótka i niewygodna. Zrobimy więc trochę więcej przestrzeni, być może ucierpi na tym estetyka, ale względy praktyczne są dla nas w tej chwili istotniejsze. W podsumowaniu, będzie trzeba podsypać trochę ziemi wokół północnej części ganku, jednak wejście będzie o wiele bardziej przyjemne 😉
Po długich rozważaniach zdecydowaliśmy się na dobudowanie garażu i ganku. Niestety w chwili kiedy zdecydowaliśmy się na garaż stwierdziliśmy, że możemy wykorzystać część garażu na zrobienie kotłowni i wstawienie tam pieca, więc sprawa się nieco skomplikowała. Po części rozwiązało to sprawę ogrzewania, które ograniczało się tylko do kominka z płaszczem wodnym na pellet i termy elektrycznej. Niestety nie mamy w okolicy gazu, ani ciepłej wody, więc o sprawy ogrzewania i ciepłej wody musimy zadbać sami, dlatego też kotłownia w garażu powinna rozwiązać część naszych problemów.
Prawo nakazuje oddzielenie kotłowni od garażu, więc konieczne będzie postawienie ścianki. Z moich wstępnych szkiców (patrz. foto wyżej) wynika, że pomieścimy tam również opał. Miejmy nadzieję że prawo nie będzie temu przeciwne i architekt nie popuka się w głowę. Musimy do tego doliczyć jeszcze jakieś okno, bramy garażowe i drzwi.
Ganek też nie jest wcale prostą sprawą jeśli weźmiemy pod uwagę otwieranie drzwi na zewnątrz i swobodne przechodzenie przez ganek. Wygląda na to, że 2 metry długości ganka to wcale nie tak dużo, jeśli drzwi zajmują 90 cm a chcemy swobodnie ściągnąć buty. Jeśli dorzucimy do tego jeszcze szafę i jakiś regalik na buty, wychodzi nam już 6m2. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze chodnik, ponieważ nasz ganek jest na spadku gruntu, oraz okno żeby ganek nie wyglądał jak bunkier.
Koszty, koszty, koszty …
Za to spójrzmy na pozytywy. W końcu będę mieć swoją narzędziownię 🙂