Donice ogrodowe z drewna samemu

Jeśli kiedykolwiek stanęliście przed dylematem wyboru donic ogrodowych
z pewnością przerabialiście taki temat: Zaczynacie szukać dużych donic i nagle okazuje się że duże donice zaczynają się od 300 PLN i z reguły nie są dłuższe niż 1.5m.
W zależności od tego czy donice są zbudowane z drewna, betonu, czy innego kompozytu, można znaleźć jakieś mniejsze sztuki, ale i tak w temacie dużych i masywnych donic nie znajdziecie nic ciekawego poniżej 500 PLN.

Dlatego właśnie postanowiłem sam przygotować takie donice z kantówek 7×7 i 12×12.
Rozważałem też gazony, palisady betonowe, płyty z betonu architektonicznego, ale ostatecznie wybrałem drewno.

Rozplanowałem więc wymiary i wygląd.
Plan był taki aby wielką donicę ustawić na kotwach w kształt litery C.
Obok donicy postawić ławkę aby móc swobodnie zbierać truskawki i borówki z zasadzonych w niej krzewów. Dodatkowo donica miała być połączona z pergolą, dzięki czemu moglibyśmy posadzić truskawki pnące. Cała konstrukcja miała być obłożona od dołu łupkami i przechodzić płynnie w taras.
Donica w założeniu miała być ułożona z poziomych warstw kantówek (naprzemiennie) tak aby konstrukcja była stabilniejsza i zachowała niebanalny wygląd.

Do pobrania plik PDF

Zacząłem od ułożenia geowłókniny.
Następnie ułożyłem kamienie i wbiłem kotwy.
Geowłóknina ma zapobiegać porastaniu chwastów i trawy.
Kamienie będą ciekawą ozdobą w połączeniu z drewnem.
Miejscowo będą też mniejsze krzewy, lub porzeczki (zobaczymy w praniu).

Zebrałem (przy okazji grabienia trawy po zimie) sporo materiału organicznego w postaci trawy, igieł, starego drewna i liści jako masy podkładowej na spód donicy. Całość będę zasypywał ziemią ogrodową i ściółkował.

Po przycięciu i wyszlifowaniu kantówek zacząłem układać pierwsze warstwy.
Niezbędne były wkręty ciesielskie i wkrętak udarowy. Po drodze oczywiście poziomica, kątownik i kawałek sznurka do wyznaczenia rogów i poziomów donicy.

Impregnowanie.
Kiedy pojawiły się już pierwsze warstwy donicy, przyszedł czas na malowanie impregnatem żywicznym.

I tak oto po krótkiej chwili stanęła donica ogrodowa z kantówek.
Wnętrze zostało wyłożone folią i zabezpieczone resztkami kostki brukowej aby materiał nie wysypywał się na boki. Wnętrze zasypane materią organiczną i resztkami z obiadów 😉
Nie robiłem dna tylko połączyłem bezpośrednio z agrowłókniną. Dzięki temu gleba jest przepuszczalna a korzenie mają miejsce do rozrostu.

Zostało jeszcze drewna.
Zamówiłem trochę więcej materiału niż początkowo zakładałem więc z resztek postanowiłem zrobić jeszcze dwie mniejsze donice 100x50cm (schemat do pobrania niżej).
Umieściłem je w miejscu gdzie mój pies i tak nie daje rosnąć trawie.
Wyłożyłem agrowłókniną i kamieniami. Obsypałem piachem i mieloną korą.
Wnętrze jak w dużej wersji wyłożyłem folią i połączyłem z gruntem.
Donice stoją oczywiście na kotwach 7×7 wbitych w ziemię.
Skręcone od środka wkrętami ciesielskimi 140 i 160mm.

Pozostało już tylko uzupełnić wnętrze ziemią i roślinami.
W moim zestawie (z racji tego że donice są w zacienionym miejscu po stronie północnej) znalazły się:
Tawuła japońska Goldmound
_ Tawuła japońska Magic Carpet
Runianka japońska

Wszystkie tolerują cień, obojętną glebę.
W sam raz na uniwersalną ziemię ogrodową, doniczki i cieniste położenie.
Rośliny rosną maks 1 – 0,5 metra tak wić idealne do donic.

Wnętrze.
Będę pewnie jeszcze ściółkować jakąś ozdobną korą lub kamieniem.
W przyszłym roku ewentualnie jakieś nawozy albo gnojówki.
I tyle na dziś. Jest jakby odrobinę piękniej.

Portfel od Lost Dutchman’a

Mój stary zaczął się sypać.
A ponieważ ma już swoje lata to zacząłem się rozglądać za nowym.
Musiał być mały, najlepiej skórzany, przemyślany do moich potrzeb.
Na początku szukałem czegoś z ochroną RFID ale po recenzjach ludzi z https://www.walletopia.info zrezygnowałem z niej całkowicie.

Jeśli chodzi o https://www.lostdutchmanleather.com
moje doświadczenie wyglądają tak:

– Jakość 9.5/10
– Obsługa klienta 4/10
– Czas realizacji 7/10

Skóra wygląda i pachnie super.
Pewnie rogi można było bardziej wygładzić.
Poza złożeniem zamówienia i informacji o wysłaniu paczki nie miałem żadnego kontaktu.
Czas oczekiwania to 3 tygodnie na produkcję + 8 dni na transport z USA.

I chyba tyle. Sam portfel SUPER.

Kostka brukowa, palisady, obrzeża, krawężniki – samemu

Stanęła już wiata, czas więc ułożyć pod nią kostkę brukową.
Niestety okazuje się, że dostępność kostki o grubości 8cm w kolorze brązowym może być nie lada wyzwaniem. Trafiłem na czasy kiedy obecne trendy ograniczają kolory kostki do trzech:
szary, czerwony i grafit.
Tracę przez to nadzieję na dostępność kostki w kolorach które posiadam (brąz i żółty),

Na początek zrobiłem wstępny projekt. Rozrysowałem co chcę zmienić i co poprawić.
Poza samą kostką postanowiłem też zrobić taras i schody wejściowe (obecne płytki po 5 latach zaczęły się wykruszać i odpadać). Dodatkowo chciałem też wkopać wszystkie odpływy i odprowadzić deszczówkę poza schody (do tej pory na ziemi leżały rynny).

Na początek korytowanie.
To chyba najcięższa praca, bo kopałem do momentu kiedy nie trafiłem na rodzimy piasek.
Wszelkie korzenie, humus, oraz śmieci z budowy zalegające pod ziemią, wylądowały na całej działce wyrównując wszelkie dołki. W sumie wyszło kilkaset taczek ziemi.
Plus tej zabawy był taki że posadziłem nową trawkę.

Podjazd
Opaska wokół domu
Korytowanie wiaty – stan 30%

Niestety nie mam fotek finalnego koryta, ale uwierzcie mi, że miejscami dochodziło do 60 cm głębokości.
Korzenie porosły wszystko co się dało, a budowlańcy zazwyczaj zakopywali swoje śmieci, więc miałem co odkopywać.

Po kilku tygodniach wywożenia ziemi z korytowania, przyszedł czas na mieszankę na podbudowę.
Zamówiłem wstępnie wywrotkę 13 ton (Firma http://kamea.waw.pl/, później napiszę o plusach i minusach tej firmy) całkiem fajnej mieszanki (Grys, kliniec, tłuczeń, żwir, koszt 850 PLN ) idealnej na podbudowę.
Rozprowadza się szybko, ubija gładko, po dwóch warstwach można już po niej jeździć bez obaw.

W sumie wyszło 46 ton podbudowy. Cztery wywrotki, czyli w sumie około 3200 PLN.
Generalnie koszty byłyby mniejsze, ale każdy transport to 150 PLN a było ich 4.

Całość należało oczywiście ubić / zagęścić.
Koszt wynajęcia zagęszczarki to 100-150 PLN / dzień. Dlatego też postanowiłem kupić własną zagęszczarkę i używać do woli (moje potrzeby spełniał ten model https://www.castorama.pl/zageszczarka-k-zg120-id-1102840.html w cenie 2100 PLN ). Podsumowując użycie, zagęszczarka zwróciła mi się już dwukrotnie.
Do kosztów zagęszczarki doszła jeszcze guma (do ubijania kostki) czyli około 120 PLN.

Kostka
Czas zamówić kostkę i obrzeża.
Na początek materiał na chodniki, taras i schody. Około 60m2 + krawężniki (Koszt 6 100 PLN).
Zamawiałem w firmie https://brukland-kostka.pl/

Jeszcze słowo komentarza co do jakości obrzeży jakie do nas trafiły.
W sumie 4 obrzeża pęknięte, z czego jedno z wadami produkcyjnymi.
Na szczęście wszystkie poszły do przycinki, więc nie było tragedii.

Jakość wykonania – POLBRUK
Jakość produkcji – POLBRUK

Stare płytki.
Następne w kolejności było rozprawienie się z płytkami na tarasie.
Jeśli macie dzieci proponuję z nich skorzystać. Rozładują energię i zrobią coś pożytecznego.

Daj dziecku młotek.

Obrzeża
Po takiej pomocy można już było zająć się obrzeżami.
Tych obrzeży, palisad i tym podobnych jest na szczęście do wyboru i koloru.
Z dostępnością również nie ma wielkiego problemu.
Musiałem domówić około 20 sztuk w cenie 10-12 PLN/szt.
Korzystałem z 3 firm w pobliżu aby uzupełniać zapasy obrzeży ( https://brukland-kostka.pl/ http://www.kostrabaupolska.pl/ http://goldbruk.waw.pl/ )

Kucie i obsadzanie
Jak widać musiałem wykuć i przekopać kanał pod rurę odpływową.
Dokładnie dwa takie kanały, w tarasie i schodach.
Zajęło to w zasadzie pół dnia z pomocą kątówki, młota i dłuta.
W takich chwilach żałowałem, że nie mam młotowiertarki.

W międzyczasie zacząłem obsadzać też krawężniki pod wiatą.
Na swoje nieszczęście wymyśliłem sobie krawężniki najazdowe kończące kostkę od strony południowej (na wypadek gdyby ktoś postanowił zjechać autem z kostki na trawę i aby nie połamał zwykłych obrzeży).
Taki krawężnik waży około 90 Kg, a podniesienie go to nie lada wyczyn, więc raczej korzystałem z przestawienia go ruchami wahadłowymi. Następnie układałem na deseczkach i opuszczałem do koryta ubijając własnym ciężarem.

Taras i chodnik
Chwilę później taras i chodnik od strony wschodniej były już gotowe.
Dokładnie 4 miesiące później 🙂
Nie uniknąłem kilku błędów, których jako początkujący brukarz powinienem się wystrzegać.
W kolejnych realizacjach wiedziałem już, że poziomica nie jest najważniejsza, a jeśli już z niej korzystam to najlepiej z kilku. Wiedziałem również, że obrzeża NIE zawsze są równe i czasem lepiej użyć innego zamiast szlifować, bo mogą pojawiać się odstępstwa od wymiarów przewidziane w dokumentacji.

Schody
Kilka tygodni później mieliśmy już gotowe schody i chodniki.
Skuwanie starych płytek, ubijanie gruzu i mierzenie co do milimetra trwało wieczność.
Później było już łatwiej. Kilka docinek palisady, pilnowania aby psy i dzieci nie naruszyły zaprawy i nie zerwały sznurków z wymiarami, a następnie samo osadzanie palisad.
Wszystko to w słońcu, deszczu i burzach na zmianę.
Kostka Granito Latte 6cm POLBRUK.
A oto efekty:

Chodnik południowy
Z pozostałej starej kostki ułożyłem wspólnie z nową brązy jesieni 😉
Liczę na to że za jakiś czas przebarwienia wyrównają się delikatnie i moja przeplatanka będzie delikatnym smaczkiem a nie szachownicą.

Żwir, piach i cement
Niestety nie zdążyłem zrobić fotek, ale tu nastał moment w którym należało zamówić piach, cement i żwir.
Tu niestety nie popisała się http://kamea.waw.pl/ bo dostałem piach w promocyjnej cenie 450 PLN za wywrotkę, lecz niestety nie był to piach płukany i skończyło się na tym, że musiałem zrobić sito i zmarnować kilka dni na przesiewanie z korzeni, liści, oraz większych kawałków kamieni.
Kiedy skończyłem robić tego marnego piasku podbudowę pod chodnik, zamówiłem normalną wywrotkę piachu płukanego w cenie 520 PLN wywrotka z firmy http://www.budamrek.pl/ (warto zapłacić te 70 PLN więcej za sortowany wiślak).

Następnie zamówiłem 12 ton żwiru 2-16mm w cenie 1080 PLN, na podsypkę według niemieckich standardów. Po zmieszaniu warstwy żwiru i piasku wyszła stabilna, choć delikatnie elastyczna podsypka pod kostkę. Niemcy stosują drobny gres, bez żadnych dodatków, ja postanowiłem trochę tę mieszankę doprawić.

W pierwszym założeniu miał być piach z cementem (ze względu na mrówki i to co zrobiły ze starą podsypką), ale stwierdziłem że nie będę w stanie tak podzielić prac aby jednocześnie – ręcznie mieszać piach z cementem w taczce, układać kostkę i liczyć na to że nie spadnie deszcz i nie zwiąże mi podsypki.
Jak się później okazało był to bardzo dobry pomysł (Dzięki temu mogłem jeszcze wyrównać kostkę kilka dni po ułożeniu), a deszcz sobie padał i układał piach w szczelinach.

A poniżej efekty prac mrówek pod starą kosteczką położoną na piasku.

Mrowisko pod kostką brukową

Via Trio Kasztan 8cm
W końcu po blisko 2 tygodniach pracy i zmarnowanym urlopie udało się skończyć podjazd i teren pod wiatą. Niestety nie udało mi się znaleźć na rynku brązowego Nostalitu 8cm i musiałem wykorzystać jedyny dostępny od ręki kolor i firmę. Wybór padł na LIBET Via Trio Kasztan 8cm. Od razu napiszę że nie jestem fanem ani tej firmy, ani tej kostki. To już drugi produkt który kupiłem i drugi co do którego mam wielkie zastrzeżenia jakościowe. Koszt zakupu 130m2 tej kostki to 8 240 PLN (palety miałem na szczęście zwrotne, bo kaucja za jedną to 34 PLN) w sumie 17 palet. Na 17 palet około 10 sztuk kostki było pękniętych na wstępie. Na początku myślałem że to wina transportu, ale po bliższej analizie to po prostu wada produkcyjna. Niestety potwierdza się znana prawda, że im większa kostka tym łatwiej pęka. 4 sztuki pękły przy samym ubijaniu i zawsze pękały najdłuższe. Na koniec okazało się że zamówiłem 2 palety za dużo, a przycinki nie było aż tak wiele (około 60 kostek). Niestety firma Brukland odmówiła zwrotu pozostałej kostki LIBET. Co potwierdza tylko moją teorię o słabej jakości tej marki.

Jedyny plus to wygląd, więc Agnieszce oczywiście się bardzo podoba. A oto efekty:

Podsumowanie tej całej przygody to kilka miesięcy pracy po godzinach (zacząłem gdzieś w okolicach marca 2020, skończyłem 31 sierpnia 2020), zrzuciłem kilka kilogramów, opaliłem się, no i przede wszystkim spędziłem wiele czasu pod wiatą bez względu na deszcz. Myślę że dzieci docenią moją pracę kiedy będzie można zrobić urodziny pod chmurką.

Kosztowo nie jest lekko.
W podsumowaniu wyszło za sam materiał około 26 000 PLN.
Myślę, że gdyby to robili fachowcy, koszt wzrósłby do 40 tysięcy. Tak więc trochę zaoszczędziłem.
Na koniec czas na ucztowanie:

Update:
Z resztek starej kostki powstała jeszcze taka skromna produkcja obrzeża na ognisko.
Zaznaczyłem jedynie północ i południe, na wypadek gdybyśmy się jakimś cudem przebiegunowali.

Wiata garażowa samemu

Klamka zapadła – buduję wiatę
Prawie rok temu wymurowałem osiem filarów betonowych z obejmami do drewna i nim się zorientowałem zaczął kończyć się rok 2019. Szybki telefon to tartaku i zorientowałem się co mają dostępne od ręki. W moich wymiarach było wszystko poza krokwiami, więc te na projekcie musiałem trochę skorygować z wymiaru 8×16 na 7x14cm.
Pan w tartaku ładnie obliczył jakie długości wybrać, aby było jak najmniej odpadu, po czym zamówiłem drewno konstrukcyjne. Koszt 4500 PLN

565560

Najdłuższa belka w transporcie miała 7m. Musiałem ją od razu pociąć na mniejsze kawałki, aby przenieść je z podjazdu i nie blokować drogi z garażu. W tym momencie podczas przenoszenia belek straciłem nadzieję, że uda mi się to zrobić samemu. Podobnie stwierdził teść i żona 😉 Pan w tartaku spytał czy na pewno chcę robić wiatę z belek 18x18cm bo wszyscy raczej robią z 14x14cm.

Belki 18x18cm ułożone po dostarczeniu

Po tygodniu poszukiwań ekipy udało mi się znaleźć najtańszą ofertę w granicach 4000 PLN. Zastanowiłem się nad tym i doszedłem do wniosku, że za tą kasę kupię rusztowanie, wyciągi, narzędzia i zrobię wszystko sam.

Mniejsze kawałki na miecze zacząłem od razu obrabiać według szablonu. Zaopatrzyłem się w wszelkiej maści kątomierze i miarki. Piłę tarczową kupiłem w promocji w Castoramie (MacAllister warta polecenia wytrzymała całą budowę i dalej działa). Kupiłem też piłę szablastą Stanleya bo ciężko jest ciąć 18cm belki kiedy głębokość cięcia tarczowej to 6,7cm.

Miecze 18x18cm szablon wrębu

Warto wspomnieć w tym miejscu o sposobie transportu tych belek. Każda z nich to co najmniej 120Kg, więc używałem starego wózka do przenoszenia ich na miejsce.

Belki 18x18cm o długości 5m transport wózkiem

Reszta to praca z wszelkiej maści narzędziami które mogą ułatwić pracę. Urządzenie wielofunkcyjne Bosch to niezastąpiona rzecz przy trudno dostępnych miejscach. Tam gdzie nie wejdzie piła ręczna. Strug elektryczny też odpowiednio przyśpiesza prace.

Zamek ukośny dla belki 18x18cm

Na początek łączenie wielkich 5-metrowych belek 18x18cm za pomocą zamka ukośnego. Wymierzenie i wzory tego zamka można znaleźć w internecie. U mnie ząbek jest trochę mniejszy ponieważ zależało mi na jak największej powierzchni łączenia. Na przykładzie poniżej widać że dwie belki musiałem połączyć dodatkowo 2m belką z dwoma zamkami ukośnymi. Dlaczego? Tak jest niestety w przypadku kiedy utnie się za dużo belki 😀

Podwójny zamek ukośny 18x18cm

Koniec końców zamki pasują ślicznie, dodatkowo są klejone i śrubowane. Nieco gorzej wygląda sprawa samych belek które były nieco zwichrowane, przez co musiałem trochę popracować ze strugiem elektrycznym i wyrównać „banana” o prawie 2 cm w jednym punkcie.

Zamek ukośny - łączenie belek 18x18cm

Dalej już przyjemniej bo zacząłem wręby czołowe. Mówię przyjemniej choć pracy z tym mnóstwo. Miecze nieco zwichrowane a każdy centymetr nierówności widać gołym okiem. Praca z piłą japońską bardzo pomogła w dopasowywaniu do wrębów.

Wręby czołowe - łączenie belki z mieczami
Wręby czołowe w wiacie garażowej

Chwilę później stały już pierwsze filary. Belkę 5-metrową wciągałem po rusztowaniu ze szczebelka na szczebelek co było wybitnie głupie, ale udało się. Kolejne belki wciągałem już tylko za pomocą wyciągarki.

Rusztowanie dla budowy wiaty

Kiedy dodałem dwie belki łączące cztery filary, mogłem już wciągnąć na górę najwyżej położoną belkę i dokręcić miecze. Wszystko za pomocą wkrętów ciesielskich i wkrętarki udarowej z Lidla. Dzięki użyciu krótszego miecza ominąłem stare drzwiczki wyjściowe na poddasze budynku gospodarczego i mogłem zdemontować stare oświetlenie budynku.

Rusztowanie z desek i belek łącznikowych

Dalej poszedłem tym samym tropem i postawiłem kolejne belki na rusztowaniu. Plusem jest dobre wypozycjonowanie belek i stabilność konstrukcji przy dokręcaniu wkrętów i łączeniu. Niestety takie ułożenie ma swoje minusy i jest nim podkopywanie rusztowania, aby je wyjąć spod belek kiedy już kończymy pracę.

Rusztowanie do wiaty garażowej

I ostatnia najwyższa belka. Na zdjęciu poniżej widać moje mierne połączenie wyciągarki za pomocą jakiegoś syntetycznego sznurka. Chociaż połączenie wydaje się słabe to nic nie spadło mi na głowę.

Wciąganie ciężkiej belki 18x18cm
Belka 18x18cm wciągnięta na belki łącznikowe

I chwila prawdy. Połączenie na zamek spasowane co do milimetra. W dużej mierze to zasługa mojego dalemierza laserowego Bosch. Doceniłem pracę tych zabawek które potrafią mierzyć do 20m przy dokładności dziesiętnych milimetra.

Zamek ukośny -  pasowanie na wysokości
Zamek ukośny belki 18x18cm

Przyszedł czas na krokwie i dokręcanie belek łącznikowych. Dodatkowo wzmocniłem krokwie za pomocą łączników krokwiowych LK. Pomogło mi to w przypadku tych zwichrowanych krokwi nieznacznie je naprostować.

Deski na rusztowaniu wiaty
Deski na rusztowaniu wiaty

Krokwie rozłożyłem co 80cm, natomiast trzy ostatnie w środku co 66cm. W ostatniej chwili zdecydowałem się na dołożenie trzech dodatkowych przez co wyszło 13 krokwi i nie mogły leżeć wszystkie w jednakowej odległości.

Krokwie 7x14cm długość 5m dla wiaty 50m2

Na koniec delikatne równanie strugiem elektrycznym i przycięcie w jednej linii do sznurka murarskiego. Pół dnia zleciało na układaniu i mocowaniu deski okapowej, ale wyszło równiutko.

Przycinanie krokwi pod deskę okapową
Deska okapowa 10m dla wiaty garażowej

Można zacząć deskowanie. Kiedy domówiłem dodatkowe krowie od razu dokupiłem dodatkowe 0,5m3 desek szalunkowych. Jak się później okazało na około 50m2 dachu poszło 1,5m3 desek. Tu było trochę zabawy, bo deski szlifowałem lub heblowałem od spodu, aby wyglądały ładnie z dołu wiaty. W planie mam ich malowanie i lakierowanie.

Deskowanie wiaty garażowej. Deski szalunkowe 2cm grubości.

Po 2 dniach dach wyglądał już zacnie. Pozostało już tylko przycięcie wystających desek. Niestety jak na złość zaskoczył mnie deszcz i to taki który okazał się padać przez ponad 20 godzin. Przemoczony od stóp do głowy nie dałem za wygraną i dokończyłem deskowanie. Z desek lało się sowicie,moja piła i strug przemokły razem z przedłużaczem, ale do zwarcia nie doszło 😉

Pełne deskowanie wiaty garażowej. 1,5m3 dla dachu 50m2.

Przyciąłem deski dokładnie 2 dnia świąt czyli 26 grudnia. Położyłem jeszcze tylko jakieś stare plandeki, aby nie zalać tego co leżało pod wiatą i nie nasączać desek wodą. Po deszczach wydawały się mocno obciążone przez wsiąkającą wodę.

Przycięcie deskowania do równego wymiaru

Dwa dni później, kiedy deski trochę obeschły, przyszedł czas na obłożenie papą asfaltową i przybicie za pomocą papiaków. Jakby deszczu było mało, kiedy kończyłem układać papę zaczął padać śnieg. Na szczęście udało się w ostatniej chwili przymocować papę do desek, oraz dodatkowo ułożyć deski tak aby papa nie falowała i nie została poderwana przez wiatr.

Pokrycie papą asfaltową dachu wiaty i przybicie gwoździami papowymi z podkładką.

Nikt w to nie wierzył. Nawet ja
I proszę, stoi.

Pokrycie papą asfaltową dachu wiaty i przybicie gwoździami papowymi z podkładką.

Na koniec nie mogłem sobie odpuścić oświetlenia które skończyłem dokładnie 31 grudnia przed samym Sylwestrem. 5 lamp hermetycznych LED, puszka rozdzielcza i kontakt na ścianie. To zestaw który pomoże w kolejnych projektach. Pozdrawiam w Nowym Roku 2020.

Poza szlifowaniem i uzupełnieniem kilku szczelin, cały szkielet wiaty jest gotowy. Wstawiłem miecze poprzeczne i była to praca w zasadzie tylko z podżynarką i strugiem elektrycznym. Wstawiałem je trochę „na czuja”, ponieważ miecze i belki łącznikowe były nieco zwichrowane. Koniec końców dwa miecze miały nieco większe szczeliny od wschodniej strony, które uzupełniłem klejem i listewkami zaostrzonymi w kształt klina.
Dodałem jeszcze włącznik światła

Do pobrania projekt w obecnych wymiarach:

Piła do metalu ze szlifierki kątowej

Przy okazji cięcia profili stalowych zauważyłem że potrzebuję w miarę precyzyjnej piły do cięcia metalu ponieważ cięcie „z ręki” szlifierką kątową to nie jest dobry pomysł. Poszedłem tropem innych majsterkowiczów, przejrzałem kilka konstrukcji z youtube i skomponowałem swoją wersję.

Na początek musiałem skorzystać ze szlifierki i jak najdokładniej przyciąć profile pod kątem 45 stopni. Następnie zespawać podstawę całej konstrukcji. Założyłem że będę dokręcać szlifierkę do tej konstrukcji i wykorzystywać do cięcia i szlifowania elementów. Cięcie będzie musiało mieć regulację 0 / 45 stopni. Dla szlifowania to nie istotne.

Po złożeniu prostokątnej podstawy dospawałem stojak, do którego przygotowałem obejmę do szlifierki. Obejma posiada dwa otwory na śruby mocujące szlifierkę. W założeniu ma być też sprężyna która zabezpieczy przed samowolnym opadaniem szlifierki w dół.

Z przerwami po około 2 dniach powstała taka oto konstrukcja:

Piła ze szlifierki

Ściski stolarskie samemu

Ostatnio postanowiłem wykorzystać końcówkę grubych kantówek i kontrłat pozostałych po pracach dekarskich i w ciągu 2 weekendów skleiłem blat, nóżki oraz cały stół do garażu.
Nie sądziłem że praca z moimi kiepskiej jakości i rozmiaru ściskami stolarskimi będzie tak męcząca i nieprecyzyjna. Dodatkowo kilka z nich odmówiło posłuszeństwa albo zwyczajnie się wygięła(!).
Podczas strugania strugiem elektrycznym, ostrze zaklinowało się w wale i unieruchomiło strug przez co musiałem rozkładać go na czynniki pierwsze. Chociaż koniec końców udało mi się stół poskładać to niespodziankom nie było końca.

Stół garażowy, ścianka z narzędziami
Stół garażowy, ścianka z narzędziami

Po tych doświadczeniach postanowiłem wyprodukować porządne ściski stolarskie i zacząłem szukać podobnych na youtube. Dość szybko trafiłem na video pewnego Rosjanina od którego ściągnąłem rozwiązanie.
Potrzebowałem dokładnie czegoś tak prostego co dodatkowo mógłbym zmodyfikować do swoich potrzeb.


Po około 4 weekendach wojowania ze spawarką, szlifierką kątową, i wiertłami do metalu powstały ściski stolarskie które w założeniu mają spełniać trzy zadania:
1. Ściskać klejone drewno
2. Trzymać drewno do późniejszej obróbki
3. Być mocowane do ściany

Aby to osiągnąć potrzeba było skonstruować mocowania ścisków do ściany z odpowiednim dystansem oraz dospawać wsporniki dla drewna konstrukcyjnego.
Całość poza mocowaniem do ściany wspierana jest także stopkami opartymi na samej podłodze aby dodatkowo zmniejszyć obciążenia samych ścisków.
Dociski są na śrubach 12mm zakończone (uwaga) starymi drucianymi szczotkami do szlifierki kątowej. Są idealne nie trzeba kombinować z podkładkami na śrubach, po prostu nakładamy szczotkę na śrubę, spawamy nakrętkę i gotowe
Na chwilę obecną nie mam jeszcze ścisków pośrednich które mają zadanie dociskać klejone drewno aby się nie wyginało ale to już kolejne weekendy.

Ściski stolarskie mocowane do ściany
Ściski stolarskie mocowane do ściany
Ściski stolarskie wsporniki
Ściski stolarskie wsporniki
Prasa stolarska ścienna
Prasa stolarska ścienna

Będę aktualizować na bieżąco postępy w klejeniu.

Stół do pilarki ręcznej samemu

Pozazdrościłem kilku youtuberom-stolarzom którzy zalewają internet swoimi konstrukcjami „stołów do cięcia drewna” wykonanymi samodzielnie i postanowiłem sobie taki sprawić. Przez chwilę chciałem nawet coś takiego kupić ale poniżej 1000 PLN nie ma nawet czego szukać.
Mam drewno, pilarkę, trochę narzędzi i chęci. Powinno pójść gładko.

Kiedy już postanowiłem że buduję stół, od razu zrobiłem porządek i przygotowałem sobie kącik na narzędzia. Okazało się paradoksalnie że najlepsze i co dziwne najtańsze rozwiązania znalazłem w IKEI. Najtańsze tablice perforowane w marketach to jakieś 80 PLN podczas gdy w Ikei w tym wymiarze 59 PLN. Co prawda to nie blacha ale wizualnie to jak porównywanie murowanego garażu i blaszaka. Zmontowałem sobie szybciutko zestaw i w ciągu dnia miałem swój własne kącik garażowy, na który czekałem 10 lat 😉 a to jeszcze nie koniec.

Tablica narzędziowa SKADIS
Tablica narzędziowa SKADIS

Później było już górki. W leroyu kupiłem sobie dwie półki sosnowe 40×80 i w jednej wyfrezowałem na głębokości 2mm kształt perforowanych płytek stalowych które miały być bazą do śrub mocujących pilarkę. Dlaczego w ten sposób ? Na wypadek gdybym kiedyś musiał wymienić pilarkę bo się na przykład popsuje. Wtedy to odkręciłbym starą i zamocował nową 😉 Poza tym zaokrągliłem rogi dla lepszego efektu.

Stół do pilarki Black & Decker
Stół do pilarki Black & Decker

Następnie przyłożyłem pilarkę do spodu blatu i wyciąłem otwór pod kątem 90 i 45 stopni. Dzięki temu mogłem nawiercić otwory w prowadnicy pilarki i z drugiej strony przykręcić śrubami. Blachę wcześniej fazowałem, tak więc śruby schowały się poniżej poziomu blatu. Otwór przez który widać piłę dodatkowo frezowałem dla lepszego wyglądu a blat i blachę nawoskowałem aby drewno przyjemnie się przesuwało do cięcia. Rogi stołu frezowałem aby nie zawadzać o ostre krawędzie.


Pilarka ręczna zamocowana do stołu
Pilarka ręczna zamocowana do stołu
Pilarka ręczna zamocowana do stołu
Pilarka ręczna zamocowana do stołu
Stół do drewna z pilarki ręcznej
Stół do drewna z pilarki ręcznej

Aktualnie stół ma już nogi, ścianki boczne i prowadnice boczne. Następna w kolejności będzie prowadnica z podziałką i jakiś wyłącznik z rozdzielaczem.

Stół do drewna z pilarki ręcznej
Stół do drewna z pilarki ręcznej
Stół do drewna z pilarki ręcznej
Stół do drewna z pilarki ręcznej

Majówka 2018 – Kościelisko

I znów w górach! I tym razem bez wózka 😀 !

To był świetny pomysł aby nie brać wózka w tym roku, zajmował prawie pół bagażnika a podejścia pod Gubałówkę z wózkiem nie chciałbym powtarzać 😉
Tak więc w bagażniku zrobiło się dość luźno a pod nogami w samochodzie przestały walać się torby. Tuż przed wyjazdem okazało się też że trzeba nabić klimatyzację w Peugeocie więc 200 PLN poszło się kochać (niebawem miało okazać się i tak nietrafionym wydatkiem).
Psy nakarmione, gaz i woda zakręcone, prąd wyłączony … można ruszać. W tym roku nawet nie zawracaliśmy 🙂
Jechaliśmy ponad 6 godzin z przerwami na McDonaldsa i KFC, a kawa i energetyki pomagały jakoś przetrwać. Oczywiście nie tyko my wpadliśmy na genialny pomysł jazdy nocą i nie było tak luźno jak planowaliśmy. Po drodze tradycyjnie kilku debili siedzących na zderzaku głównie na warszawskich blachach (WI, WE, WB, WD, no i WWE).

Dojechaliśmy po 4.00 i postanowiliśmy zrealizować zeszłoroczny plan wschodu słońca z widokiem na góry. Najpierw pojechaliśmy na Gubałówkę ale okazuje się że widoki na góry w aucie są raczej średnie. Za to Gubałówka o 4 rano jest super – zero ludzi zero zakazów przejechaliśmy całą. Później stwierdziliśmy że najlepszy widok będzie tak jak w zeszłym roku na drodze Oswalda Balzera i tam też zaparkowaliśmy. Słoneczko obudziło nas koło 6.00 i razem z innymi podziwialiśmy na parkingu wschód słońca.


Poranek w tatrach
Poranek w tatrach

Dzień 1
Tradycyjnie zaliczyliśmy Gubałówkę. Co ciekawe koło 6.30 nikogo nie było na szlaku i mijała nas pierwsza kolejka gdzieś w połowie drogi. Przejście zajęło nam 40 minut i jakieś 3 przerwy dla dzieciaków które musiały trochę pomarudzić. Na górze czekały na nas leżaczki Radia Zet (którego i tak nie lubię i nie słucham) na których chwilę odpoczęliśmy i ruszyliśmy w drogę powrotną. Zejście było zdecydowanie gorsze, Oskar coraz bardziej marudził, potykał się, denerwował. Za to Alek nieco przyśpieszył i jak na 3 latka ogarnął zejście z Gubałówki wzorowo. Na dole Oskar napalił się na zjeżdżalnię i poleciał na mega zjazd za 5 PLN.
Po zejściu okazało się że moje niezniszczalne buty w których chodzę od 10 lat po górach się rozkleiły więc skoczyłem do najbliższego sklepu z buciorami i kupiłem najtańsze adidasy za 45 PLN. Później pojechaliśmy zrobić zakupy a o 16.00 zaczęła się nam doba hotelowa w Aniołówce. Piwko i spać 😉


Gubałówka z dzieciakami
Gubałówka z dzieciakami

Dzień 2
Dziś wybraliśmy się na Polanę Chochołowską co od Aniołówki jest rzut beretem. Parking coraz tańszy bo 7 PLN za cały dzień a były nawet miejsca za 5 PLN. Parkingów jest tam sporo natomiast zainteresowanie dość słabe. Tak generalnie to wydaje się nam że cała ta majówka było zdecydowanie mniej tłoczna niż w poprzednich latach. Było sporo marudzenia dzieciaków podczas drogi. Nie polecamy tej trasy dla dzieci pomimo tego co piszą ludzie w internecie. Trasa jest łatwa, niestety dla dzieci nudna i męcząca. Według nas najlepiej wypadają trasy krótkie i ciekawe, gdzie dziecko zapomina o tym że bolą je nogi a skupia się na pokonywaniu przeszkód. Na tej trasie ma prostą i nudną drogę nie przekonacie dzieciaka że – to są piękne widoki – mają to gdzieś 😉
Tak naprawdę najlepiej dzieci bawiły się na postojach, zjadły, napiły się, wygłupiały. Na polanie zaczęły znosić kamienie i wspinać się na płotki, to była zabawa.


Dolina Chochołowska
Dolina Chochołowska
Polana Chochołowska
Polana Chochołowska
Zabawa na polanie Chochołowskiej
Zabawa na polanie Chochołowskiej

Aga na polanie
Aga na polanie

Kiedy już dowlekliśmy się na parking oczom naszym ukazał się taki oto widok. Najwyraźniej ta podróż była za długa bo na parkingu zostaliśmy ostatni.

Parking w dolinie Chochołowskiej
Parking w dolinie Chochołowskiej

Na koniec poszliśmy coś wszamać do Kuźnic. W zeszłym roku mieliśmy spróbować rybki i się nie udało ale w tym roku wskoczyliśmy na pstrąga w ogniu z http://naboo.com.pl/ i był całkiem całkiem. Prawdę mówiąc mieliśmy coś zamówić na wynos ale dzieciaki zaczęły się bawić na placu zabaw i postanowiliśmy zjeść po ludzku przy stoliku. W sumie posiłek dla dwóch osób 88 PLN.
Później do Aniołówki i piwerko 😉

Dzień 3
Zuza zaproponowała trasę krótką i ciekawą … czyli Nosal. Marudzenia dzieci było mało, trasa szybciutka, po kamykach, zwalone drzewa, jednym słowem ciekawie. Ciekawiej było jeszcze kiedy Zuza postanowiła siknąć gdzieś w lesie i ciężko było się gdzieś schować bo ludzie kursowali jak muchy. Później się rozpadało i na szczęście tym razem byłem krok przed deszczem i kazałem Zuzie kupić płaszcz przeciwdeszczowy – przydał się. Po godzince byliśmy już na szczycie, deszcz przestał padać i mieliśmy chwilę czasu na fotki i chrupki.


Nosal z dzieciakami
Nosal z dzieciakami
Aga na Nosalu
Aga na Nosalu

Zejście było mniej wesołe ale było zdecydowanie mniej marudzenia że nogi bolą niż w dolinie Chochołowskiej. Ciekawostką jest to że w Kuźnicach jest parking położony po znaku zakazu wjazdu tuż przed samymi Kuźnicami. Gdybyśmy wiedzieli wcześniej poświęcilibyśmy 15 PLN więcej aby tam zaparkować. A tak zapłaciliśmy 10 PLN za cały dzień na czyimś podwórku bo na zwykły parking pod skoczniami było nam szkoda 20 PLN. Generalnie to stwierdzam że po tylu latach majówek w Zakopanym najbardziej denerwują nas wszechobecne parkingi, dosłownie nie można zrobić zakupów spożywczych. Zuza chciała kupić chleb i po 10 sekundach podlatuje do mnie gość z kasownikiem i pyta czy długo tu będę – Nie! Do sklepu chcę – straszne to jest.
Na koniec skoczyliśmy do baru mlecznego http://www.spolem-zakopane.pl bardzo przyjemne żarcie, można zjeść pod chmurką przy ławeczce więc dzieci mogą odpierdalać 😉 Później tradycyjnie piwerko w Aniołówce.

Dzień 4
Dziś poszliśmy na żywioł i od rana ruszyliśmy na dolinę Kościeliską. Tak wiem, nudno i długo ale w zeszłym roku zakończyliśmy dolinę Kościeliską na jaskini Mroźnej tak więc stwierdziliśmy że tym razem dojdziemy do Hali Ornak. I tak kroczyliśmy z marudzącymi dziećmi, z pęcherzami na stopach (bo buty za 45 PLN są mega słabe) i z Alkiem na barana bo „nogi bolą”. Co było najciekawsze ? Przystanki.
Pierwszy przystanek przy strumyku i Oskar wpadł z butem do wody. No to suszymy skarpetki i nogawki. Alek też chce do wody 😉


Tuż przed kąpielą
Tuż przed kąpielą
Rodzinka na Kościeliskiej
Rodzinka na Kościeliskiej

Drugi przystanek Alek spada z kamieni, Oskarowi czapka a za nami ciągnie się zapach końskiego moczu 😉
Zawsze zastanawia nas po co ci ludzie zamawiają bryczki na tak prostą trasę? Jechać w góry bryczką i nie zdobywać szczytów, brzmi jak dobry plan.
Tak samo idiotyczni wydają się nam ludzie którzy jarają szlugi na szlakach. Co właściwie tu robicie, ostatnia trasa w życiu?
Najgorsze jest na końcu kiedy dotarliśmy na halę Ornak. Tam nie ma nic poza schroniskiem ale jest taka kolejka że natychmiast zawróciliśmy.
Po drodze z ciekawszych rzeczy to tylko świeżo wędzone oscypki, skały na które dzieci z chęcią właziły i żmija 😉 Oczywiście ludzie obeszli ją dookoła i zaczęli fotografować, pewnie myśląc że to zaskroniec. Otóż nie. Zygzaczki na plecach stwierdzają wyraźnie że to jadowity gad.
Na koniec wstąpiliśmy do karczmy w Kirach naprzeciwko tablicy informacyjnej gdzie zjedliśmy najlepsze zupy w Tatrach – Pomidorową i Czosnkową – pycha.

Dzień 5
Mieliśmy dziś zdobywać dalej góry ale byliśmy już tak zmęczeni i spaleni słońcem że postanowiliśmy wracać do domu wcześniej. Poza tym stwierdziliśmy że powrót w dzień będzie spokojniejszy i ominiemy korki. Cóż, okazało się że korki i tak nas dopadły a poza tym jechaliśmy bez klimatyzacji. Niestety układ chłodzenia okazał się nieszczelny i czeka nas wymiana chłodnicy klimatyzacji (teraz wiadomo dlaczego nabijanie klimy było błędem). Za to mieliśmy więcej przystanków i kawki w McDonalds 😉 Dotarliśmy po 23.00 więc zdążyliśmy tylko wstawić walizki i iść spać.

Garażowy stół heblarski

A wszystko zaczęło się od tego że kilka dni wcześniej rozszalała się burza i zrzuciła spory kawał blacho-dachówki z desek. Po burzy zerknąłem co dzieje się z moim drewnem konstrukcyjnym i deskami otóż okazało się że w niedokładnie przykrytym miejscu drewno zaczęło sobie gnić a pod spodem wesoło żerowały już ślimaki. Postanowiłem uszczelnić to co przetrwało i suszyć to czego potrzebowałem do budowy stołu.
Po kilku dniach pracy po pracy powstała taka oto konstrukcja:

Własny stół garażowy
Własny stół garażowy

Wszystkie elementy prawilnie połączone metodą pióro-wpust do tego wkręty i dodatkowe stalowe kątowniki do nóg dla większej stabilności. Całość miała być ciężka i w miarę nieruchoma podczas heblowania. W założeniu stół miał służyć do montażu imadeł szlifierek może krajzegi ? Najistotniejsza miała być jego długość i szerokość bo musiał się mieścić pomiędzy filarami w garażu i być mobilnym na wypadek cięcia w lecie jakichś długich elementów.

Pomocnik stolarza
Pomocnik stolarza

Nie było łatwo złapać poziom na kostce brukowej która jest zrobiona ze spadkiem, więc ułożyłem płytę okleinową co trochę pomogło poskładać szkielet.


Oszlifowany stół garażowy
Oszlifowany stół garażowy

Po kilku kolejnych godzinach pracy stół został oszlifowany a „blat” wyrównany do poziomu przy pomocy strugu elektrycznego i szlifierki oscylacyjnej. To chyba najbardziej upierdliwa część.


Stół garażowy po pokryciu lazurem
Stół garażowy po pokryciu lazurem
Stół garażowy po pokryciu lazurem
Stół garażowy po pokryciu lazurem
Stół heblarski
Stół heblarski

Na koniec zamontowałem jeszcze kółka aby poprawić mobilność. Stół jest dość ciężki i samemu nie jest lekko go przestawiać więc spełnia swoje założenia. W blacie posiada dwa otwory które są efektem wycięć na drewnie które pozostało mi po budowie, ale w założeniu będą służyć jako wsporniki do heblowanego drewna.
I tu chwilowo przygoda ze stołem się kończy. Na chwilę obecną stół ma już pierwszą warstwę lakieru i schnie. Następne w kolejności ma być imadło heblarskie do którego potrzeba jeszcze trochę części


Majówka 2010 (FPP 2017)

7 lat czekał materiał video z majówki 2010 na publikację aż w końcu usiałem i zmontowałem to w klipie. 7 lat temu pojawił się ten pomysł (na fali reklam FPP). Opowiedzieliśmy w 1.5 minuty o tym co działo się w Zakopanym i przy okazji wyszła niskobudżetowa reklama Coli 🙂

Pełna historia tu:
/2010/05/majowka-2010-zakopane/