I znów w górach! I tym razem bez wózka 😀 !
To był świetny pomysł aby nie brać wózka w tym roku, zajmował prawie pół bagażnika a podejścia pod Gubałówkę z wózkiem nie chciałbym powtarzać 😉
Tak więc w bagażniku zrobiło się dość luźno a pod nogami w samochodzie przestały walać się torby. Tuż przed wyjazdem okazało się też że trzeba nabić klimatyzację w Peugeocie więc 200 PLN poszło się kochać (niebawem miało okazać się i tak nietrafionym wydatkiem).
Psy nakarmione, gaz i woda zakręcone, prąd wyłączony … można ruszać. W tym roku nawet nie zawracaliśmy 🙂
Jechaliśmy ponad 6 godzin z przerwami na McDonaldsa i KFC, a kawa i energetyki pomagały jakoś przetrwać. Oczywiście nie tyko my wpadliśmy na genialny pomysł jazdy nocą i nie było tak luźno jak planowaliśmy. Po drodze tradycyjnie kilku debili siedzących na zderzaku głównie na warszawskich blachach (WI, WE, WB, WD, no i WWE).
Dojechaliśmy po 4.00 i postanowiliśmy zrealizować zeszłoroczny plan wschodu słońca z widokiem na góry. Najpierw pojechaliśmy na Gubałówkę ale okazuje się że widoki na góry w aucie są raczej średnie. Za to Gubałówka o 4 rano jest super – zero ludzi zero zakazów przejechaliśmy całą. Później stwierdziliśmy że najlepszy widok będzie tak jak w zeszłym roku na drodze Oswalda Balzera i tam też zaparkowaliśmy. Słoneczko obudziło nas koło 6.00 i razem z innymi podziwialiśmy na parkingu wschód słońca.
Dzień 1
Tradycyjnie zaliczyliśmy Gubałówkę. Co ciekawe koło 6.30 nikogo nie było na szlaku i mijała nas pierwsza kolejka gdzieś w połowie drogi. Przejście zajęło nam 40 minut i jakieś 3 przerwy dla dzieciaków które musiały trochę pomarudzić. Na górze czekały na nas leżaczki Radia Zet (którego i tak nie lubię i nie słucham) na których chwilę odpoczęliśmy i ruszyliśmy w drogę powrotną. Zejście było zdecydowanie gorsze, Oskar coraz bardziej marudził, potykał się, denerwował. Za to Alek nieco przyśpieszył i jak na 3 latka ogarnął zejście z Gubałówki wzorowo. Na dole Oskar napalił się na zjeżdżalnię i poleciał na mega zjazd za 5 PLN.
Po zejściu okazało się że moje niezniszczalne buty w których chodzę od 10 lat po górach się rozkleiły więc skoczyłem do najbliższego sklepu z buciorami i kupiłem najtańsze adidasy za 45 PLN. Później pojechaliśmy zrobić zakupy a o 16.00 zaczęła się nam doba hotelowa w Aniołówce. Piwko i spać 😉
Dzień 2
Dziś wybraliśmy się na Polanę Chochołowską co od Aniołówki jest rzut beretem. Parking coraz tańszy bo 7 PLN za cały dzień a były nawet miejsca za 5 PLN. Parkingów jest tam sporo natomiast zainteresowanie dość słabe. Tak generalnie to wydaje się nam że cała ta majówka było zdecydowanie mniej tłoczna niż w poprzednich latach. Było sporo marudzenia dzieciaków podczas drogi. Nie polecamy tej trasy dla dzieci pomimo tego co piszą ludzie w internecie. Trasa jest łatwa, niestety dla dzieci nudna i męcząca. Według nas najlepiej wypadają trasy krótkie i ciekawe, gdzie dziecko zapomina o tym że bolą je nogi a skupia się na pokonywaniu przeszkód. Na tej trasie ma prostą i nudną drogę nie przekonacie dzieciaka że – to są piękne widoki – mają to gdzieś 😉
Tak naprawdę najlepiej dzieci bawiły się na postojach, zjadły, napiły się, wygłupiały. Na polanie zaczęły znosić kamienie i wspinać się na płotki, to była zabawa.
Kiedy już dowlekliśmy się na parking oczom naszym ukazał się taki oto widok. Najwyraźniej ta podróż była za długa bo na parkingu zostaliśmy ostatni.
Na koniec poszliśmy coś wszamać do Kuźnic. W zeszłym roku mieliśmy spróbować rybki i się nie udało ale w tym roku wskoczyliśmy na pstrąga w ogniu z http://naboo.com.pl/ i był całkiem całkiem. Prawdę mówiąc mieliśmy coś zamówić na wynos ale dzieciaki zaczęły się bawić na placu zabaw i postanowiliśmy zjeść po ludzku przy stoliku. W sumie posiłek dla dwóch osób 88 PLN.
Później do Aniołówki i piwerko 😉
Dzień 3
Zuza zaproponowała trasę krótką i ciekawą … czyli Nosal. Marudzenia dzieci było mało, trasa szybciutka, po kamykach, zwalone drzewa, jednym słowem ciekawie. Ciekawiej było jeszcze kiedy Zuza postanowiła siknąć gdzieś w lesie i ciężko było się gdzieś schować bo ludzie kursowali jak muchy. Później się rozpadało i na szczęście tym razem byłem krok przed deszczem i kazałem Zuzie kupić płaszcz przeciwdeszczowy – przydał się. Po godzince byliśmy już na szczycie, deszcz przestał padać i mieliśmy chwilę czasu na fotki i chrupki.
Zejście było mniej wesołe ale było zdecydowanie mniej marudzenia że nogi bolą niż w dolinie Chochołowskiej. Ciekawostką jest to że w Kuźnicach jest parking położony po znaku zakazu wjazdu tuż przed samymi Kuźnicami. Gdybyśmy wiedzieli wcześniej poświęcilibyśmy 15 PLN więcej aby tam zaparkować. A tak zapłaciliśmy 10 PLN za cały dzień na czyimś podwórku bo na zwykły parking pod skoczniami było nam szkoda 20 PLN. Generalnie to stwierdzam że po tylu latach majówek w Zakopanym najbardziej denerwują nas wszechobecne parkingi, dosłownie nie można zrobić zakupów spożywczych. Zuza chciała kupić chleb i po 10 sekundach podlatuje do mnie gość z kasownikiem i pyta czy długo tu będę – Nie! Do sklepu chcę – straszne to jest.
Na koniec skoczyliśmy do baru mlecznego http://www.spolem-zakopane.pl bardzo przyjemne żarcie, można zjeść pod chmurką przy ławeczce więc dzieci mogą odpierdalać 😉 Później tradycyjnie piwerko w Aniołówce.
Dzień 4
Dziś poszliśmy na żywioł i od rana ruszyliśmy na dolinę Kościeliską. Tak wiem, nudno i długo ale w zeszłym roku zakończyliśmy dolinę Kościeliską na jaskini Mroźnej tak więc stwierdziliśmy że tym razem dojdziemy do Hali Ornak. I tak kroczyliśmy z marudzącymi dziećmi, z pęcherzami na stopach (bo buty za 45 PLN są mega słabe) i z Alkiem na barana bo „nogi bolą”. Co było najciekawsze ? Przystanki.
Pierwszy przystanek przy strumyku i Oskar wpadł z butem do wody. No to suszymy skarpetki i nogawki. Alek też chce do wody 😉
Drugi przystanek Alek spada z kamieni, Oskarowi czapka a za nami ciągnie się zapach końskiego moczu 😉
Zawsze zastanawia nas po co ci ludzie zamawiają bryczki na tak prostą trasę? Jechać w góry bryczką i nie zdobywać szczytów, brzmi jak dobry plan.
Tak samo idiotyczni wydają się nam ludzie którzy jarają szlugi na szlakach. Co właściwie tu robicie, ostatnia trasa w życiu?
Najgorsze jest na końcu kiedy dotarliśmy na halę Ornak. Tam nie ma nic poza schroniskiem ale jest taka kolejka że natychmiast zawróciliśmy.
Po drodze z ciekawszych rzeczy to tylko świeżo wędzone oscypki, skały na które dzieci z chęcią właziły i żmija 😉 Oczywiście ludzie obeszli ją dookoła i zaczęli fotografować, pewnie myśląc że to zaskroniec. Otóż nie. Zygzaczki na plecach stwierdzają wyraźnie że to jadowity gad.
Na koniec wstąpiliśmy do karczmy w Kirach naprzeciwko tablicy informacyjnej gdzie zjedliśmy najlepsze zupy w Tatrach – Pomidorową i Czosnkową – pycha.
Dzień 5
Mieliśmy dziś zdobywać dalej góry ale byliśmy już tak zmęczeni i spaleni słońcem że postanowiliśmy wracać do domu wcześniej. Poza tym stwierdziliśmy że powrót w dzień będzie spokojniejszy i ominiemy korki. Cóż, okazało się że korki i tak nas dopadły a poza tym jechaliśmy bez klimatyzacji. Niestety układ chłodzenia okazał się nieszczelny i czeka nas wymiana chłodnicy klimatyzacji (teraz wiadomo dlaczego nabijanie klimy było błędem). Za to mieliśmy więcej przystanków i kawki w McDonalds 😉 Dotarliśmy po 23.00 więc zdążyliśmy tylko wstawić walizki i iść spać.