Portfel od Lost Dutchman’a

Mój stary zaczął się sypać.
A ponieważ ma już swoje lata to zacząłem się rozglądać za nowym.
Musiał być mały, najlepiej skórzany, przemyślany do moich potrzeb.
Na początku szukałem czegoś z ochroną RFID ale po recenzjach ludzi z https://www.walletopia.info zrezygnowałem z niej całkowicie.

Jeśli chodzi o https://www.lostdutchmanleather.com
moje doświadczenie wyglądają tak:

– Jakość 9.5/10
– Obsługa klienta 4/10
– Czas realizacji 7/10

Skóra wygląda i pachnie super.
Pewnie rogi można było bardziej wygładzić.
Poza złożeniem zamówienia i informacji o wysłaniu paczki nie miałem żadnego kontaktu.
Czas oczekiwania to 3 tygodnie na produkcję + 8 dni na transport z USA.

I chyba tyle. Sam portfel SUPER.

Wiata garażowa samemu

Klamka zapadła – buduję wiatę
Prawie rok temu wymurowałem osiem filarów betonowych z obejmami do drewna i nim się zorientowałem zaczął kończyć się rok 2019. Szybki telefon to tartaku i zorientowałem się co mają dostępne od ręki. W moich wymiarach było wszystko poza krokwiami, więc te na projekcie musiałem trochę skorygować z wymiaru 8×16 na 7x14cm.
Pan w tartaku ładnie obliczył jakie długości wybrać, aby było jak najmniej odpadu, po czym zamówiłem drewno konstrukcyjne. Koszt 4500 PLN

565560

Najdłuższa belka w transporcie miała 7m. Musiałem ją od razu pociąć na mniejsze kawałki, aby przenieść je z podjazdu i nie blokować drogi z garażu. W tym momencie podczas przenoszenia belek straciłem nadzieję, że uda mi się to zrobić samemu. Podobnie stwierdził teść i żona 😉 Pan w tartaku spytał czy na pewno chcę robić wiatę z belek 18x18cm bo wszyscy raczej robią z 14x14cm.

Belki 18x18cm ułożone po dostarczeniu

Po tygodniu poszukiwań ekipy udało mi się znaleźć najtańszą ofertę w granicach 4000 PLN. Zastanowiłem się nad tym i doszedłem do wniosku, że za tą kasę kupię rusztowanie, wyciągi, narzędzia i zrobię wszystko sam.

Mniejsze kawałki na miecze zacząłem od razu obrabiać według szablonu. Zaopatrzyłem się w wszelkiej maści kątomierze i miarki. Piłę tarczową kupiłem w promocji w Castoramie (MacAllister warta polecenia wytrzymała całą budowę i dalej działa). Kupiłem też piłę szablastą Stanleya bo ciężko jest ciąć 18cm belki kiedy głębokość cięcia tarczowej to 6,7cm.

Miecze 18x18cm szablon wrębu

Warto wspomnieć w tym miejscu o sposobie transportu tych belek. Każda z nich to co najmniej 120Kg, więc używałem starego wózka do przenoszenia ich na miejsce.

Belki 18x18cm o długości 5m transport wózkiem

Reszta to praca z wszelkiej maści narzędziami które mogą ułatwić pracę. Urządzenie wielofunkcyjne Bosch to niezastąpiona rzecz przy trudno dostępnych miejscach. Tam gdzie nie wejdzie piła ręczna. Strug elektryczny też odpowiednio przyśpiesza prace.

Zamek ukośny dla belki 18x18cm

Na początek łączenie wielkich 5-metrowych belek 18x18cm za pomocą zamka ukośnego. Wymierzenie i wzory tego zamka można znaleźć w internecie. U mnie ząbek jest trochę mniejszy ponieważ zależało mi na jak największej powierzchni łączenia. Na przykładzie poniżej widać że dwie belki musiałem połączyć dodatkowo 2m belką z dwoma zamkami ukośnymi. Dlaczego? Tak jest niestety w przypadku kiedy utnie się za dużo belki 😀

Podwójny zamek ukośny 18x18cm

Koniec końców zamki pasują ślicznie, dodatkowo są klejone i śrubowane. Nieco gorzej wygląda sprawa samych belek które były nieco zwichrowane, przez co musiałem trochę popracować ze strugiem elektrycznym i wyrównać „banana” o prawie 2 cm w jednym punkcie.

Zamek ukośny - łączenie belek 18x18cm

Dalej już przyjemniej bo zacząłem wręby czołowe. Mówię przyjemniej choć pracy z tym mnóstwo. Miecze nieco zwichrowane a każdy centymetr nierówności widać gołym okiem. Praca z piłą japońską bardzo pomogła w dopasowywaniu do wrębów.

Wręby czołowe - łączenie belki z mieczami
Wręby czołowe w wiacie garażowej

Chwilę później stały już pierwsze filary. Belkę 5-metrową wciągałem po rusztowaniu ze szczebelka na szczebelek co było wybitnie głupie, ale udało się. Kolejne belki wciągałem już tylko za pomocą wyciągarki.

Rusztowanie dla budowy wiaty

Kiedy dodałem dwie belki łączące cztery filary, mogłem już wciągnąć na górę najwyżej położoną belkę i dokręcić miecze. Wszystko za pomocą wkrętów ciesielskich i wkrętarki udarowej z Lidla. Dzięki użyciu krótszego miecza ominąłem stare drzwiczki wyjściowe na poddasze budynku gospodarczego i mogłem zdemontować stare oświetlenie budynku.

Rusztowanie z desek i belek łącznikowych

Dalej poszedłem tym samym tropem i postawiłem kolejne belki na rusztowaniu. Plusem jest dobre wypozycjonowanie belek i stabilność konstrukcji przy dokręcaniu wkrętów i łączeniu. Niestety takie ułożenie ma swoje minusy i jest nim podkopywanie rusztowania, aby je wyjąć spod belek kiedy już kończymy pracę.

Rusztowanie do wiaty garażowej

I ostatnia najwyższa belka. Na zdjęciu poniżej widać moje mierne połączenie wyciągarki za pomocą jakiegoś syntetycznego sznurka. Chociaż połączenie wydaje się słabe to nic nie spadło mi na głowę.

Wciąganie ciężkiej belki 18x18cm
Belka 18x18cm wciągnięta na belki łącznikowe

I chwila prawdy. Połączenie na zamek spasowane co do milimetra. W dużej mierze to zasługa mojego dalemierza laserowego Bosch. Doceniłem pracę tych zabawek które potrafią mierzyć do 20m przy dokładności dziesiętnych milimetra.

Zamek ukośny -  pasowanie na wysokości
Zamek ukośny belki 18x18cm

Przyszedł czas na krokwie i dokręcanie belek łącznikowych. Dodatkowo wzmocniłem krokwie za pomocą łączników krokwiowych LK. Pomogło mi to w przypadku tych zwichrowanych krokwi nieznacznie je naprostować.

Deski na rusztowaniu wiaty
Deski na rusztowaniu wiaty

Krokwie rozłożyłem co 80cm, natomiast trzy ostatnie w środku co 66cm. W ostatniej chwili zdecydowałem się na dołożenie trzech dodatkowych przez co wyszło 13 krokwi i nie mogły leżeć wszystkie w jednakowej odległości.

Krokwie 7x14cm długość 5m dla wiaty 50m2

Na koniec delikatne równanie strugiem elektrycznym i przycięcie w jednej linii do sznurka murarskiego. Pół dnia zleciało na układaniu i mocowaniu deski okapowej, ale wyszło równiutko.

Przycinanie krokwi pod deskę okapową
Deska okapowa 10m dla wiaty garażowej

Można zacząć deskowanie. Kiedy domówiłem dodatkowe krowie od razu dokupiłem dodatkowe 0,5m3 desek szalunkowych. Jak się później okazało na około 50m2 dachu poszło 1,5m3 desek. Tu było trochę zabawy, bo deski szlifowałem lub heblowałem od spodu, aby wyglądały ładnie z dołu wiaty. W planie mam ich malowanie i lakierowanie.

Deskowanie wiaty garażowej. Deski szalunkowe 2cm grubości.

Po 2 dniach dach wyglądał już zacnie. Pozostało już tylko przycięcie wystających desek. Niestety jak na złość zaskoczył mnie deszcz i to taki który okazał się padać przez ponad 20 godzin. Przemoczony od stóp do głowy nie dałem za wygraną i dokończyłem deskowanie. Z desek lało się sowicie,moja piła i strug przemokły razem z przedłużaczem, ale do zwarcia nie doszło 😉

Pełne deskowanie wiaty garażowej. 1,5m3 dla dachu 50m2.

Przyciąłem deski dokładnie 2 dnia świąt czyli 26 grudnia. Położyłem jeszcze tylko jakieś stare plandeki, aby nie zalać tego co leżało pod wiatą i nie nasączać desek wodą. Po deszczach wydawały się mocno obciążone przez wsiąkającą wodę.

Przycięcie deskowania do równego wymiaru

Dwa dni później, kiedy deski trochę obeschły, przyszedł czas na obłożenie papą asfaltową i przybicie za pomocą papiaków. Jakby deszczu było mało, kiedy kończyłem układać papę zaczął padać śnieg. Na szczęście udało się w ostatniej chwili przymocować papę do desek, oraz dodatkowo ułożyć deski tak aby papa nie falowała i nie została poderwana przez wiatr.

Pokrycie papą asfaltową dachu wiaty i przybicie gwoździami papowymi z podkładką.

Nikt w to nie wierzył. Nawet ja
I proszę, stoi.

Pokrycie papą asfaltową dachu wiaty i przybicie gwoździami papowymi z podkładką.

Na koniec nie mogłem sobie odpuścić oświetlenia które skończyłem dokładnie 31 grudnia przed samym Sylwestrem. 5 lamp hermetycznych LED, puszka rozdzielcza i kontakt na ścianie. To zestaw który pomoże w kolejnych projektach. Pozdrawiam w Nowym Roku 2020.

Poza szlifowaniem i uzupełnieniem kilku szczelin, cały szkielet wiaty jest gotowy. Wstawiłem miecze poprzeczne i była to praca w zasadzie tylko z podżynarką i strugiem elektrycznym. Wstawiałem je trochę „na czuja”, ponieważ miecze i belki łącznikowe były nieco zwichrowane. Koniec końców dwa miecze miały nieco większe szczeliny od wschodniej strony, które uzupełniłem klejem i listewkami zaostrzonymi w kształt klina.
Dodałem jeszcze włącznik światła

Do pobrania projekt w obecnych wymiarach:

Piła do metalu ze szlifierki kątowej

Przy okazji cięcia profili stalowych zauważyłem że potrzebuję w miarę precyzyjnej piły do cięcia metalu ponieważ cięcie „z ręki” szlifierką kątową to nie jest dobry pomysł. Poszedłem tropem innych majsterkowiczów, przejrzałem kilka konstrukcji z youtube i skomponowałem swoją wersję.

Na początek musiałem skorzystać ze szlifierki i jak najdokładniej przyciąć profile pod kątem 45 stopni. Następnie zespawać podstawę całej konstrukcji. Założyłem że będę dokręcać szlifierkę do tej konstrukcji i wykorzystywać do cięcia i szlifowania elementów. Cięcie będzie musiało mieć regulację 0 / 45 stopni. Dla szlifowania to nie istotne.

Po złożeniu prostokątnej podstawy dospawałem stojak, do którego przygotowałem obejmę do szlifierki. Obejma posiada dwa otwory na śruby mocujące szlifierkę. W założeniu ma być też sprężyna która zabezpieczy przed samowolnym opadaniem szlifierki w dół.

Z przerwami po około 2 dniach powstała taka oto konstrukcja:

Piła ze szlifierki

Dzikie zwierzęta na wsi

Tym razem temat na luzie, czyli jakie zwierzaki odwiedzają nasze pielesze?
Okazuje się że jest ich całkiem sporo. Poza kotami, gołębiami, szpakami, wróblami, dzięciołem, kuropatwami, wronami i gawronami …
Mamy jeszcze takich gości :

Tradycyjnie wiewiórka poszukująca jakichś wróblich jajek.

Wiewiórka
Wiewiórka

Kuna. Szkodnik który szuka również jajek po drzewach, ale okazyjnie zagląda do psiej miski.

Kuna
Kuna

Jeżyk. Nocny szuracz i poszukwiacz jabłek w ogrodach. Nie przyjmuje jabłek od obcych.

Jeż
Jeż
Jeż
Jeż

A na koniec bociek, który odwiedził sąsiadów, więc szykuje im się trzecie dziecko 😉

Bocian
Bocian

Czekamy na sarenki, łosie, dziki 😉
Wiemy że są nieopodal, na śniegu zostają ślady.

Obrazy i ich miejsce

W końcu zebrałem się za mini galerię nad schodami. Plan był już na jej wykonanie wcześniej, ale dopiero dziś znalazł się na nią czas.
Pełna symetria. To właśnie przyświecało mi podczas wiercenia otworów w ścianie. Dobrym wyznacznikiem są same schody i odległości pomiędzy stopniami. A więc, ułożenie równoległe względem schodka. Wysokość otworu to 165cm od stopnia. Centrum obrazu jest mniej więcej na wysokości oczu i nie trzeba zadzierać głowy do góry. Odległości pomiędzy obrazami to około 30 cm. Tej długości nie trzeba idealnie przestrzegać, wizualnie wystarczy zachować symetrię w przypadku samej wysokości, jeśli wzrok ją dostrzeże, to nie będzie doszukiwać się innych detali. W końcu najważniejszy jest i tak obraz.

Często można spotkać niesymetryczne i chaotyczne rozmieszczenie obrazów w domach. Najczęściej spowodowane jest to tym, że spodobał się nam jakiś okaz i upychamy jeden obok drugiego. W pewnym momencie zburzymy symetrię. Margines pomiędzy ramkami będzie zbyt duży i zamiast skupiać się na obrazie będzie nas irytować zbyt wąska przerwa pomiędzy jednym a drugim, lub prosta biała rama obok rzeźbionej złotej. Tak najczęściej wyglądają domowe galerie … niestety.

Rozwiązanie symetryczne jest bezpieczne, miłe dla oka i przyjemne.

Obrazy nad schodami
Obrazy nad schodami
Obrazy nad schodami
Obrazy nad schodami

Plafony to nie łaskotki

Po wielu miesiącach użykowania oświetlenia budowlanego, czyli zwykłych żarówek w oprawkach, przyszedł czas na założenie bardziej odpowiedniego oświetlenia.
Schody nie pozostawiały wątpliwości. Plafony. Ściana jest wysoka, więc najlepszy byłby jakiś podłużny plafon, jednak po obejrzeniu dostępnych i porównaniu cen, odpowiedni plafon do ściany schodowej zaczynał się od 300 PLN. Pomyślałem więc, że ciekawiej będzie ustawić obok siebie dwa mniejsze plafony w jakiejś bardziej przystępnej cenie (powiedzmy 100PLN/szt.). I tak też zrobiłem. Znalazłem dwa mniejsze kwadratowe plafony i ułożyłem je obok siebie pod kątem 45 stopni.

Plafoniery
Plafoniery

Jednak zanim to nastąpiło, o mało nie połamałem sobie nóg. Byłem na tyle sprytny, że ustawiłem drabinę na schodach bez podparcia, a kiedy doszedłem do końca drabiny, ta oczywiście ześlizgnęła się na dół ze mną po ścianie. Grzmotnąłem prosto na gresowe schody. Pierwsze co do mnie dotarło, to to, że nie czuję lewej nogi od kolana w dół. Pięknie! Chyba złamałem nogę. Popatrzyłem że mam w kolanie lekko odgiętą nogę, oraz opuchnięty piszczel. Obdarć skóry nie liczyłem. Zastanawiałem się tylko w którym miejscu mam pęknięcie. Leżałem tak dobre 5 minut zanim coś zacząłem czuć nogę i wtedy ją wyciągnąłem. Mogłem ruszać stopą, więc wygląda na to, że wszystko jest ok. Później zobaczyłem że spadająca drabina ułamała róg gresu. Ech, pięknie, trzeba będzie skuć. Później jakoś doczłapałem na dół. Chyba więcej szczęścia niż rozumu. Żona w tym czasie karmiła dziecko, więc zobaczyła już tylko jak człapię z siniakami na nogach. Dała mi piwo i obmyła spirytusem rany.

Po kilku godzinach odpoczynku i nałożeniu plastrów … poszedłem po lepszą drabinę 😉 dwu-elementową rozkładaną. Ustawiłem ją na podłodze, podstawiłem coś żeby się nie odsunęła i opuchnięty dokończyłem dzieła.

Plafoniery
Plafoniery

Do zamontowania została jeszcze plafoniera w ganku. Montaż tego modelu był koszmarem. Dokręcenie szklanej osłony, to igrzyska olimpijskie w precyzji pracy dwoma palcami. Szczelina jest w niej tak wąska, że można dokrecić nakrętki tylko dwoma palcami. I to jeśli masz długie palce 😉 Generalnie cieszę się, że mam już to za sobą. Przez jakiś czas będę miał uraz do drabiny.

Plafon Nebraska
Plafon Nebraska

A tu właśnie efekty mojego upadku:

Ukruszony gres
Ukruszony gres
Obite nogi
Obite nogi

Na świat przyszedł Oskar

Od czego by tu zacząć? Hmm…
Może od szkoły rodzenia, gdzie dowiedzieliśmy się wszystkich potrzebnych informacji, po czym kiedy zaczął się poród … większość wyleciała nam z głowy. Wszystko działo się bardzo szybko, więc i tak słuchaliśmy tylko lekarzy, ale zacznijmy od początku. Generalnie cała historia zaczyna 5 dni po zapowiadanym terminie porodu, kiedy to Zuza zaczęła odczuwać regularne skurcze. Choć dla Zuzy nie były to skurcze bolesne, a przynajmniej nie bardziej niż dziecko wypychające nogę w brzuchu, to jednak regularne. Kiedy skurcze z 10 minut zeszły do 7, postanowiłem że idę spać 😉 Poszliśmy więc spać, bo byliśmy pewni, że nic przez noc się nie stanie. No i nie stało się.

Rano skurcze okazały się również regularne, natomiast wróciły do poprzednich 10 minut. Zebraliśmy się więc powoli do kąpieli, ubraliśmy i pojechaliśmy do szpitala na badanie KTG. W zasadzie od razu po wywiadzie z lekarką dali nas na patologię, ponieważ na porodówce nie było miejsca. Kazali zabrać swoje rzeczy i podłączyli pod KTG. Po 1h okazało się że skurcze są częstsze, przenieśliśmy się na salę porodową. Przyszedł lekarz, zobaczył wykres i stwierdził że są skurcze, ale nie tak dobre jakby chciał, podłączyli więc Zuzę pod oksytocynę. I to był właśnie błąd 😉 O ile skurcze naturalne nie były tak odczuwalne, tak te wymuszone zaczęły się dawać we znaki.

Mieliśmy niezłe szczęście trafiając na naszą położną ze szkoły rodzenia – Perełka, czyli Gośkę Olszewską. Pewnie wszystko skończyłoby się cesarką już przy pierwszym spadku tętna dziecka, ale odpowiednie zmiany pozycji sprawiły, że wszystko wróciło do normy. Spadek tętna nastąpił kiedy skurcz naturalny przeszedł w skurcz wywołany oksytocyną, przez co jeden skurcz trwał 2 razy dłużej. Ja byłem cały czas zajęty obsługą Mama Tens. Ciekawe urządzenie, które niweluje ból podczas skurczy. Oczywiście do czasu kiedy zaczęły się skurcze spowodowane przez oksytocynę. Wtedy zaczęła się prawdziwa jazda. Kiedy odkleił się jeden z plastrów Tensa, tylko spotęgowało to ból. – Zdejmijcie to ze mnie ! – mówi samo za siebie.

Przed porodem w wannie

Generalnie byliśmy w wannie, na piłce itd. Postępowało coraz większe rozwarcie, w międzyczasie wrzaski, standardowe pchaj, pchaj, etc. Ja za Zuzą siedziałem okrakiem uciskałem brzuch i dociskałem jej głowę do klatki piersiowej. No i co ? No i nic. Zuza po niecałej godzinie takiej zabawy straciła siły i nie mogła już stać na nogach. Położyli ją więc na fotel i zapadła decyzja że muszą jej pomóc. Tętno dziecka zaczęło spadać, wtedy sytuację ocenił doktor i wykonał manewr Kristellera po którym pokazała się główka. Gośka spojrzała na małego i powiedziała – no tak, owinięty pępowiną i to dwa razy – Szybko odwinęła pępowinę i właściwie po chwili dziecko samo wyskoczyło. Urodzony w czepku, jak to mówią, bo wody nie odeszły do samego końca, na świat przyszedł Oskar.

Oskar

3.7Kg, 57 cm, 10/10

Mieliśmy niezłego stracha kiedy spadało mu tętno. Gdyby nie to, pewnie wszystko zakończyłoby się cesarką. To całe „wypychanie”, jest bardzo niebezpiecznym zabiegiem, ale wtedy nikt o tym nie myślał, liczył się czas. Na szczęście Oskar dostał 9 punktów w pierwszej minucie (za napięcie), a następnie 10 punktów w 5 minucie. Zuza jeszcze musiała się trochę dłużej pomęczyć. Oczywiście wszystko bez znieczulenia, wypychanie łożyska, szycie na żywca, a potem jeszcze zawijanie macicy na oksytocynie. Była tak blada jak papier. Za to ja mokry jak pies 😉 ale kiedy już byliśmy w pokoju, a Oskar otworzył oczka i na nas popatrzył, zapomnieliśmy o wszystkim. O braku znieczulenia w Wołomińskim szpitalu, o braku klimatyzacji, o temperaturze w pokoju 34 stopnie i o burzy która zaczęła się dokładnie kiedy zaczęła działać oksytocyna.

O samym pobycie w szpitalu, jedzeniu, temperaturze i zachowaniu personelu można by długo pisać, ale niektóre rzeczy trzeba przeżyć samemu. Pozostawiam to do oceny innych. Generalnie nie zawsze jest miło.
A tu jest już miejsce na naszego Oskara.

Oskar
Oskar
Oskar z tatą
Oskar z tatą

Gres, Terakota – samemu

Grześ glazurnik poczuł samczą manię majsterkowania i postanowił zmienić nasz stary paskudny gres na coś ładnego 😉
I tym oto sposobem mamy nową kuchnię i łazienki.

Kafelki w łazience na dole
Kafelki w łazience na dole
Kafelki w łazience na górze
Kafelki w łazience na górze
Kafelki w kuchni
Kafelki w kuchni

Czy było trudno ?
Łatwo nie było, ale jaka to filozofia ?
Najpierw umyć podłogę, po wyschnięciu zagruntować (2-3h schnięcia), w łazienkach dodatkowo folia w płynie (malowanie 2 razy co 3 godziny i 24h schnięcia całkowitego) i można już kleić. Klej elastyczny, do gresu i jazda 😉 młotek gumowy, poziomica i krzyżyki dystansowe.
Wszelkie instrukcje znajdziecie w internecie, proste jak budowa cepa, tylko trzeba robić dokładnie.
http://www.leroymerlin.pl/porady/ukladanie-terakoty-w-kuchni,1236609857.html

Jakie popełniłem błędy?
Nie zmyłem fugi po 3 godzinach. Efekt ?
10-12 godzin skrobania zaschniętej fugi z gresu. Pamiętajcie, żeby nie zostawiać wodoodpornej i elastycznej fugi na dłużej niż 4 godziny po nałożeniu.
Poza tym … każdy może to zrobić 😉

Glazura na wannie samemu

Po udanej zabudowanie wanny postanowiłem spróbować swoich sił w glazurnictwie 😉
Kupiłem ręczną maszynę do cięcia glazury, klej elastyczny, folię w płynie, packę zębatą, gumowy młotek oraz kilka innych drobiazgów i zabrałem się do pracy.
Początek należał do tych lżejszych, bo zacząłem od zagruntowania płyty gipsowo-kartonowej. Po wyschnięciu rozpocząłem pierwsze malowanie folią w płynie.

Folia w płynie na karton gipsie - pierwsze malowanie
Folia w płynie na karton gipsie - pierwsze malowanie

Oczekiwanie na wyschnięcie folii to około 3 godzin. Po tym czasie należy ze wskazaniami producenta pomalować folią ponownie.

Folia w płynie na karton gipsie - drugie malowanie
Folia w płynie na karton gipsie - drugie malowanie

Całkowity czas schnięcia folii po 2 malowaniu to 24 godziny więc warto zrobić to wcześniej. Dodam że folia w płynie to drogi, ale w przypadku zabudowy gipsowej i wanny, niezbędny wydatek rzędu 200 PLN za 10 litrów.

Folia w płynie na karton gipsie - wyschnięta
Folia w płynie na karton gipsie - wyschnięta

Po wyschnięciu możemy już śmiało nakładać klej na płyty.

Nakładanie glazury na gips-karton
Nakładanie glazury na gips-karton

Cięcie glazury to dość prosta sprawa. Po nacięciu linii w szkliwie płytki, wystarczy przełamać płytkę na udzie 😉 W przypadku mniejszych części do ułamania niż 4 cm warto posłużyć się kombinerkami i trochę pomóc sobie dłonią. Szczeliny i drobne nierówności trzeba już załatwiać kątówką, ale bardzo powoli i bardzo delikatnie, ponieważ szkliwo szczerbi się strasznie, a płytki potrafią się kruszyć z samych wibracji .

Nakładanie glazury na gips-karton 2
Nakładanie glazury na gips-karton 2

W moim przypadku musiałem nakładać klej, odczekać 48 godzin i położyć klej ponownie. Chciałem dać płytki równo z kantem wanny więc warstwa kleju wychodziła ponad 1cm. To za dużo aby za jednym razem przyklejać płytkę i aby nie spłynęły same w dół 😉

Glazura - 2 warstwa kleju
Glazura - 2 warstwa kleju

Krzyżyki dystansujące to straszna zmora. Po wyrównywaniu płytek młotkiem gumowym wypadały same po kolei 😉

Glazura - z krzyżykami dystansującymi
Glazura - z krzyżykami dystansującymi


I udało się ! Po 2 dniach zabawy i wyschnięciu można było już fugować. Większość nierówności jakie udało mi się popełnić, fuga zamaskowała całkiem ładnie. Po tym zostało już tylko zmyć fugę z płytek i cieszyć się swoją pracą.

Glazura - po fugowaniu
Glazura - po fugowaniu

Zima w domu bez ogrzewania

Od czego zaczęliśmy ?
Jeszcze przed ujemnymi temperaturami spuściliśmy wodę z kranów i zakręciliśmy główny zawór. Miejsca odkryte, lub najbardziej narażone na działanie mrozów ociepliliśmy wełną mineralną i ciuchami 😉 I co z tego ?

Po blisko tygodniowej nieobecności w domu okazało się, że jakimś cudem zapomnieliśmy zamknąć okno ! Przywitało nas uchylone okno w salonie i 2 centymetrowa warstwa śniegu pod nim. Super. Natychmiast rozpaliłem w kozie, włączyłem grzejnik olejowy i zacząłem uszczelniać okna. Parapety które zamontował nasz specmajster, po ujemnych temperaturach trochę się opuściły. A dokładniej jakieś 1.5 mm dzięki czemu wiaterek już mógł sobie wyziębić pokoje. Potraktowałem wszystko taśmą maskującą, następnie gruba warstwa ciuchów i koców. Po godzinie już można było odczuć różnicę.

Co najbardziej w domu wieje ? Po blisko 2 godzinach poszukiwań takich miejsc okazało się, że najbardziej wieje w kanalizacji, a dokładniej w rurach odpływowych. W łazience na górze tuż nad rurą od WC na powierzchni kafelków zebrał się szron. Od razu zakorkowaliśmy taśmą i szmatami wszystkie rury odpływowe. Następne w kolejności były wszystkie otwory wentylacyjne, czyli okapowe, łazienkowe i jeden nieużywany kominkowy. Poza tym wszystkie szczeliny w oknach, w których gumowe uszczelnienie z roku na rok jest coraz słabsze.

W małym domku zabezpieczyłem kran wyprowadzony na zewnątrz. Woda co prawda została spuszczona, ale kontrolnie został obłożony folią, styropianem, deskami i do tego przysypany śniegiem mającym za zadanie zapobiegać przed wyziębiającymi wiatrami. Takie Polskie igloo 😉

Generalnie zastanawiam się nad jakimś włącznikiem czasowym montowanym do gniazdka 220V który włączał by grzejnik olejowy w określonych godzinach.

Malowanie w rogach już popękało, myślę czy nie potraktować tego na wiosnę akrylem, silikonem, albo nie dokleić styropianowych listew jak to zrobił szwagier i pozbyć się gruntownie problemu.

W czasie zimowym wykorzystałem swój czas głównie na rąbanie drewna do kozy (patrz zdjęcie rozgrzanej kozy poniżej) i prace „suche” które można w zimie wykonać. Zabrałem się więc za montaż gniazdek i kontaktów, dzięki czemu odkryłem jak w naszym domu funkcjonuje instalacja elektryczna 😉 Okazało się że w hallu mamy system schodowy, który włącza światło z jednej strony i wyłącza z drugiej. Są do tego specjalne włączniki ze znaczkiem schodów 😉 które zamykają lub otwierają jeden z obwodów. Na schodach oczywiście mamy ten sam system, ale nasz elektryk zadbał o naszą wygodę i zamontował w dwóch miejscach 🙂

Rozgrzana koza
Rozgrzana koza

Jeśli w puszkach od włączania światła występują po 3 przewody, będą tam wykorzystywane przełączniki 2 przyciskowe, lub schodowe. Jeśli w puszkach są dwa przewody, oznacza to że będą tam przełączniki włącz/wyłącz, lub jeśli są na zewnątrz, dzwonek do drzwi. Jeśli poza całą instalacją występuje jeden przewód którego nie uruchamia nic z pobliskich przełączników, najprawdopodobniej w tym miejscu będzie trzeba zamontować sygnał dzwonka 😉 A jeśli w kuchni jakiś przewód zwisa bezwładnie i jest cały czas pod napięciem, bardzo możliwe że jest to przewód do okapu (okap ma przełącznik włącz/wyłącz wbudowany w sobie).
Nasz elektryk niby bez zastrzeżeń, ale jednak coś musiał schrzanić. Poniżej zdjęcie z łazienki, gdzie zamontował zbyt blisko siebie puszki, przez co musimy poszukać jakiegoś wąskiego kontaktu i równie wąskiego włącznika.

Za blisko puszki elektryczne
Za blisko puszki elektryczne

Na koniec zabrałem się za odśnieżanie dachu garażu, co zajęło mi chyba z godzinę. Aż sam byłem zaskoczony jak mogła się na nim zebrać prawie 0.5 metrowa warstwa śniegu, podczas gdy na dachu domu ledwo 10 centymetrów. Wygląda na to, że na każde 10 stopni spadku mniej (licząc od 45 stopni) przypada po 15 centymetrów śniegu więcej 😉 Fotki poniżej.

Odśnieżanie garażu
Odśnieżanie garażu