Miała być kuchnia na zamówienie, a skończyło się na Ikei. Dlaczego właśnie tak ?
Z kuchniami na zamówienie jest pewien problem, mianowicie czas oczekiwania.
Po wycenie kuchni z frontami fornirowymi, okazało się, że cena nie jest wcale duża, natomiast termin był dla nas mało ciekawy. Zanim podjęliśmy decyzję, okazało się, że straciliśmy kolejny termin i teraz już całkiem przestało się to nam podobać.
Zapadła więc decyzja, że mamy to w dupie i bierzemy kuchnię z Ikei. Po wstępnych przymiarkach wszystko pasowało cacy. Wzięliśmy w zasadzie komplet ze sprzętem AGD, poza blatami. Blaty w Ikei to masakra. Ceny to jakiś kosmos. Nie mówiąc już o tym, że większość blatów w Ikei to zwykła okleina! Oczywiście można zamówić sobie drewniany blat w Ikei, ale za około 500 zł za metr i to bez malowania!
Wymyśliłem sobie, że na chwilę obecną bierzemy Ikeę, a jeśli za 2-3 latka dziecko nam zniszczy, to weźmiemy coś na zamówienie 🙂 Wymiary przecież już są.
Kuchnia przyjechała, a w zasadzie to sami ją z teściem przywieźliśmy przyczepką. Serce boli człowieka, kiedy się okazuje, że za kilka płyt wiórowych płaci się po kilkanaście tysięcy. No ale co zrobić. Ikea nie ma może super materiałów, ale za to wszelkie planery, możliwość zapisywania konfiguracji i kompletowania na miejscu to najlepszy wynalazek pod słońcem.
Kuchnię składałem w sumie może 3 dni. Trochę zabawy jednak z mebelkami było. Zwłaszcza z mocowaniem do ścian. Jak to dobrze, że miałem długie wkręty 😉 inaczej nie zamocowałbym szafek z lekkim odstępem od ściany. Poza tym męczyłem się też z okapem i poziomami w podwieszanych szafkach. Na szczęście domowy zapas nakrętek, podkładek i śrub się przydał w tej walce.
W kuchni zrobiło się trochę za jasno, więc zaopatrzyliśmy się w ciemne drążki do chochli, koszyków na naczynia itd. Zrobiło się bardziej domowo.
Szafki podwiesiłem trochę wyżej, ze względu na wysoki sufit. Wszystko po to, aby przestrzeń nie była zbyt wysoka, a jednocześnie by można było wszystko z szafek bez problemu wyciągnąć. Decyzję podjąłem po tym, jak zobaczyłem ile ludzie są w stanie upchnąć szafek w kuchni. Masakra. U nas miało być „z oddechem”, aby nie trzeba było się przeciskać pomiędzy zabudową.
W końcu zadzwonili do nas, że blaty są już gotowe.
Znaleźliśmy firmę w Wołominie, która dla nas taki blacik wykonała. Firma nazywa się STOL-DOM i można ją śmiało polecić. Za normalne pieniądze można mieć drewniany blat. Za prawie 6 metrów blatu bukowego, o grubości 3cm zapłaciliśmy około 1200 PLN.
Montaż blatów przeprowadziłem sam. Wyciąłem otworki, uszczelniłem, podkręciłem. Gorzej było z instalacją zlewozmywaka. To badziewie nie ma fabrycznie wyciętych otworów, więc musiałem się trochę namęczyć z nożycami do blachy, aby zamocować w zlewie baterię. Z syfonem poszło dużo szybciej.
Potem przyszedł czas na silikonowanie. Przestrzegam przed czarnym silikonem! Nie wiem czemu wpadłem na pomysł, aby nim uszczelnić ciemne blaty, bo w końcu mogłem użyć bezbarwnego. Czarny silikon to najgorszy silikon do wytarcia z możliwych! Zużyłem dwie rolki papieru, żeby go wyczyścić z kafelków i blatu. Masakra.
Do kuchni został jeszcze do wstawienia stolik, no i jakieś ciekawy żyrandol. A tymczasem można już coś gotować. Kuchnia stoi!