Mamy szambo :)

Szambo
Szambo

No i mamy już szambo. Co prawda jeszcze nie podłączyli nam wody, ale szambo jak widać już jest.
Zbiornik jest jednokomorowy, o pojemności 8 metrów sześciennych. Właz (betonowy krążek) wydaje się trochę za mały i niestabilny. Po zakryciu włazu, widać lekkie szczeliny otworu wlotowego, przez które co nieco już napadało do środka. Będzie trzeba pamiętać o zabezpieczeniu tego otworu.

Japońska kuchnia małżeńska – Sushi Nigiri

sushi nigri
sushi nigri

Dziś na kolację proponujemy Sushi – Nigiri, czyli potrawę prosto z Japonii (za zdjęciu nasz efekt końcowy).
Do przygotowania będą nam potrzebne :

– ryż do sushi
– ocet ryżowy
– filet z łososia
– wasabi
– sos sojowy

W naszych domowych warunkach wykorzystaliśmy wędzonego na zimno łososia i zwykły ryż. Oryginalnie ryż powinien być zwilżany octem ryżowym, ale z braku oryginalnych składników musimy zadowolić się zamiennikami 🙂

Przygotowanie:
Gotujemy ryż i kroimy fileta w cienkie plastry. Pod ręką powinniśmy mieć wasabi (o smaku chrzanu i zielonego koloru), ryż i fileta z łososia. Bierzemy garść ryżu do prawej dłoni i delikatnie formujemy kulkę. Na lewej dłoni kładziemy plaster łososia. Palcem prawej dłoni nabieramy wasabi i rozsmarowujemy na plastrze łososia.
Nakładamy na łososia porcję ryżu tak, aby powstało lekkie wgłębienie (dołek w dłoni). Palcem wskazującym spłaszczamy ryż i formujemy w dłoni sushi delikatnie ściskając porcję. Czynność nakładania i formowania ryżu powtarzamy 2-3 razy.

Jak jeść sushi ?
Sushi jemy pałeczkami, lub rękoma. Bierzemy porcję sushi, maczamy wierzchnią stroną (z plastrem łososia) w sosie sojowym i w całości wkładamy do ust.
Smacznego 😀

Jak przygotować sushi ? (video)

Daniel i Kaśka się pobierają

Zaproszenie
Zaproszenie

Już dostaliśmy zaproszenia więc możemy się tym pochwalić.
Daniel (mój brat) i Kaśka pobierają się 1 sierpnia 2009 roku, czyli praktycznie rok po naszym ślubie. Wydarzenie to, zamierzamy krok po kroku dokumentować 🙂 z pewnością nie zabraknie fotek i materiałów video.

zaproszenie
zaproszenie

Tamron 17-50 mm f/2.8 – wrażenia

Tamron 17-50 mm
Tamron 17-50 mm

Od prawie 2 tygodni jestem szczęśliwym posiadaczem Tamrona 17-50 mm ( nad którym zastanawiałem się od pewnego czasu )  i w końcu przyszedł czas aby podzielić się swoimi wrażeniami na temat tego obiektywu. Oczywiście trzeba tu wspomnieć , że obiektyw jest sumą wszystkich prezentów urodzinowych 🙂

W większości związków pary mają swoje pasje, hobby i inne mniej lub bardziej ambitne zainteresowania. Ja niestety mam dosyć drogie hobby i jest nim fotografia ( za co pewnie Zuza najbardziej mnie kocha 😀 ). Od jakiegoś czasu szukałem czegoś w miarę szerokiego i w miarę jasnego do Canona 400. Po analizie kosztów zostały mi do wyboru Tamron 17-50 i Tokina 11-16, obydwa równie trudo dostępne. Ostatecznie wybór ze względów finansowych padł na Tamrona.

Po około 1000 fotek mogę co nieco powiedzieć na temat obiektywu, a pierwszymi wnioskami jakie przychodzą mi do głowy są:

– mógłby być jeszcze jaśniejszy 🙂
– mógłby być cichszy
– mógłby być ostrzejszy dla przesłony 2.8

Jako zamiennik kita sprawuje się wyjątkowo dobrze. Satysfakcjonujące ostrzenie dla 17mm zaczyna się od f 2.8 do f 8.0, a dla 50mm od f 4.0 do f 8.0. Chociaż gdyby był jeszcze jaśniejszy 🙂

Podsumowując: Jeśli szukacie celnego, ostrego i jasnego obiektywu w zakresie 17-50 mm jest to obiektyw dla was. Ja czekam do przyszłych urodzin, może zaopatrzę się w brakujący (  jeszcze szerszy ) kąt Tokiny 11-16.

Poniżej kilka sampli ostrości:

ISO 400, f2.8, 1/50
ISO 400, f2.8, 1/50
ISO 400, f 2.8, 1/80
ISO 400, f 2.8, 1/80
ISO 400, f 4.0, 1/50
ISO 400, f 4.0, 1/50

Ostatnimi czasy miałem okazję wykorzystać swój nowy nabytek podczas komunii w Stanisławowie. Jak widać w przykładach poniżej, daje radę, a tym którzy twierdzą że jest głośny, no cóż, dźwięk migawki 400D hałasuje niewiele mniej 😉

Komunia Kamila
Komunia Kamila
komunia
komunia
komunia
komunia
komunia
komunia
komunia
komunia
komunia
komunia
Mariusz i Monika
Mariusz i Monika
Dużo jedz
Dużo jedz
komunia
komunia
komunia
komunia

Warszawska Giełda Fotograficzna

Przybyłem, zobaczyłem, zażenowany wróciłem …

Warszawska Giełda Foto
Warszawska Giełda Foto

Dziś wybrałem się w końcu na owianą sławą „Giełdę Fotograficzną w klubie Stodoła”. Na początek zapłaciłem 4.50 PLN za to, aby dostać się do środka, co było pierwszą głupotą którą zrobiłem tego dnia poza wyjściem z domu. A co ciekawego zastałem na miejscu ? Otóż całą giełdę można obejść w ciągu niecałych 5-10 minut i wyjść równie zażenowanym jak ja. Jeśli szukacie jakiegoś ciekawego obiektywu, lepiej udajcie się do sklepów internetowych, lub sprzedawców Allegro. Jeśli szukacie tanich lustrzanek cyfrowych, to zaczekajcie na ciekawe promocje w sklepach fotograficznych typu „Fotojoker” lub podobnych. W zasadzie jedyną rzeczą po jaką warto wybrać się na tą giełdę są statywy Manfrotto i stare wysłużone aparaty fotograficzne.

Dziś na giełdzie przywitali mnie praktycznie sami emeryci, którzy pozbywają się swoich starych kolekcji obiektywów i filtrów. Każdy z nich twierdzi, że to właśnie jego sprzęt jest najlepszy. Szukałem obiektywu … Tamron 17-50mm, lub Tokina 11-16mm i co ciekawe znalazłem … całe 100 PLN mniej niż w sklepie. Nie wiem czy śmiać się czy płakać. Powiedziałem sprzedawcy, że się zastanowię. Wybaczcie, ale 100 ZŁ mniej za obluzowany, używany, pokryty kurzem obiektyw to jednak drobna przesada. Poza tym nie znalazłem nic wartego uwagi poza Canonem 5D na którego miałem okazję popatrzeć z bliska 🙂

W podsumowaniu: jeśli nie wybieracie się po antyki, statyw, lub ramki do zdjęć, możecie sobie śmiało darować giełdę foto.

Rozprawa – Wągrowiec

Jakiś czas temu dostałem wezwanie na rozprawę sądową w charakterze świadka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo przecież zawsze mogę zostać powołany na świadka, gdyby nie to, że rozprawa miała odbyć się nie gdzie indziej jak w Wągrowcu.

Wągrowiec jest miastem położonym pod Poznaniem, około 400 KM od Wołomina. Chyba nie trzeba tłumaczyć jak wspaniałym i genialnym pomysłem jest taka podróż w rejon w którym nigdy nie postała moja noga. Pikanterii dodaje fakt, iż rozprawa miała się zacząć o godzinie 9.00 rano ! Na koniec zostaje jeszcze oskarżony, którego nawet nie znam. Wspaniale.

Na początku spróbowałem się odwołać od tego szalonego pomysłu. Napisałem więc pisemko, powołując się na możliwość „złożenia zeznań w miejscu zamieszkania”. Nie próbowałem się wymigać od samych zeznań, ponieważ za ich NIE ZŁOŻENIE grozi grzywna w wysokości 3000 PLN, więc wolałem jednak pojawić się na rozprawie. Generalnie powołując się na odpowiedni przepis, wysłałem pisemko w nadziei że zeznania złożę przynajmniej w rejonie mazowieckim … niestety. W ciągu 2 tygodni przyszło pisemko informujące mnie, w wielkim podsumowaniu, że odległość i godzina rozprawy nie są przeszkodą trudną do usunięcia, koszty noclegu i dojazdu zostaną zwrócone, a jeśli nie powołam się na bardziej odpowiedni paragraf uznają moje pismo za bezskuteczne. Tak więc olali mnie równo 🙂 trzeba było więc jechać.

Przygoda zaczęła się w dniu wyjazdu czyli 12 maja. O godzinie 20.00 wyjechałem z Wołomina do Dworca Centralnego, gdzie spędziłem godzinkę w MC Donaldzie przygotowując się do długiej nocy. Duża czarna kawa dała mi trochę mocy na najbliższe godziny. Pociągiem pospiesznym dojechałem do Poznania Głównego, co trwało jakieś 4 godziny. W Poznaniu musiałem czekać blisko 3 godziny na najbliższy pociąg do Wągrowca, na szczęście całodobowe KFC na dworcu w Poznaniu pozwoliło się najeść i w spokoju napić się kolejnej kawy. Około godziny 4.00 skorzystałem jeszcze z całodobowej dworcowej kafejki, a o godzinie 5.45 odjechałem pociągiem osobowym do Wągrowca.

Wągrowiec okazał się bardzo piękną mieściną, położoną nad dużym jeziorkiem, gdzie udało mi się zrobić  kilka fajnych fotek. Niestety w samym Wągrowcu nie było już żadnej otwartej knajpki (w końcu dotarłem tam o 7.20), więc nie pozostało mi nic innego jak zwiedzić wspaniały park, położony nad brzegiem jeziorka i pooddychać trochę świeżym powietrzem. Poniżej kilka fotek z tego spaceru.

Jezioro Wągrowiec
Jezioro Wągrowiec
Jezioro Wągrowiec
Jezioro Wągrowiec
Molo Wągrowiec
Molo Wągrowiec
Molo Wągrowiec
Molo Wągrowiec
Jeziorko Wągrowiec
Jeziorko Wągrowiec
Hotel w Wągrowcu
Hotel w Wągrowcu

Rozprawa odbyła się z lekkim opóźnieniem, ponieważ Pani prokurator miała przerwę na kawę 🙂 Dwóch świadków nie pojawiło się na miejscu, jednak nie przerwało to samej rozprawy. Rozprawa dotyczyła jakiegoś oszustwa z Allegro mającego miejsce w roku 2005. Chodziło o wykorzystywanie cudzego konta do trefnych transakcji, a nasze adresy mailowe były do siebie bardzo podobne. Po złożeniu zeznań, które trwały niecałe 5 minut, „odebrałem swoją wypłatę”, czyli zwrot poniesionych kosztów 🙂 następnie prawie natychmiast udałem się w drogę powrotną. Chyba nie muszę opisywać ile godzin wracałem z powrotem i jak długo nie zmrużyłem oka ? Powiem tylko tyle, że było tego dużo.
W wielkim podsumowaniu około godziny 17.00 byłem już w Warszawie, a kiedy dojechałem do domu natychmiast poszedłem spać. No cóż … chciałem przygód, no to mam.

Złota Majówka 2009 – Zakopane

Zastanawiacie się pewnie jak wykorzystaliśmy wyjątkowo krótki „długi weekend” w tym roku ?
Oczywiście spędziliśmy go w nie gdzie indziej jak w Zakopanym.

Opowiem po krótce jak spędziliśmy 4 szalone dni w górach i jakie ciekawe przygody spotkały nas w tym miejscu:

Ruszamy

Wyruszyliśmy ze znajomymi (Sebkiem i Wiolką) o godzinie 2.00 wieczorem z Wołomina. Trzeba tu wspomnieć, że nie spałem całą noc szykując się do wyjazdu, budząc co chwilę Zuzę i starając się niczego nie zapomnieć. Po blisko 8 godzinach, 3 postojach i 5 drzemkach byliśmy już na miejscu w Zakopanym. Noclegi rezerwowałem jak zwykle na ostatnią chwilę. Tym razem noclegowaliśmy na ulicy „Do Samków 7” u Pani Beaty Chyc. Przytulne pokoje, niski czynsz ( 35 PLN za os. ), no i łazienka którą dzieliliśmy ze znajomymi to wszystko czego było nam wtedy trzeba 🙂 Tu Pani Beacie należą się wielkie podziękowania, za zaufanie i rezerwację telefoniczną bez opłat wstępnych.

Dzień 1

Po blisko 2 godzinkach wyruszyliśmy do pierwszego celu – rozgrzewki, czyli na Gubałówkę. Sebek stwierdził, że nie da rady pokonać tej trasy pieszo, więc pojechał kolejką. My, czyli Ja, Zuza i Wiolka po blisko 35 minutach pokonaliśmy w pocie i łzach 1135 metrów Gubałówki, a następnie uczciliśmy to przysmakiem Harnasia i szampanem w restauracji Dominium. Po zregenerowaniu sił, postanowiliśmy dotrzeć do Butorowego Wierchu. Niestety, wyciąg był już nieczynny i na domiar złego zaskoczył nas deszcz. Zatrzymaliśmy się więc w najbliższej knajpie na jedno piwko, po czym złapaliśmy kursującego od czasu do czasu granatowego busika. Tego busika zapamiętam w tej historii na zawsze.

Kiedy dotarliśmy do centrum, weszliśmy do Tesco po zaopatrzenie w postaci piwa, wtedy okazało się, że … zgubiłem dokumenty.

Kasa, dowód, karta do bankomatu, książeczka wojskowa i kilka innych rzeczy było wtedy w portfelu. Po chwili zastanowienia doszedłem w którym miejscu ostatnio miałem przy sobie dokumenty. Na szczęście ilość opcji zmniejszyła się tylko do dwóch miejsc: sklep i busik, w tych dwóch miejscach mogły zostać dokumenty. Na przystanku, z którego oczywiście granatowy busik już odjechał, dowiedzieliśmy się kiedy będzie z powrotem aby sprawdzić czy dokumenty nie spadły na podłogę. Następnie podjęliśmy z Zuzą szybką decyzję i postanowiliśmy jeszcze sprawdzić sklep pod Butorowym Wierchem, czyli miejsce gdzie kupowaliśmy piwo. Wsiedliśmy do kolejnego (białego) busika który jechał na Gubałówkę. Niestety busik zamiast jechać w okolicach Butorowego Wierchu jechał od strony Białego Dunajca. Kiedy dotarliśmy na miejsce, czyli do samego początku Gubałówki, po raz kolejny musieliśmy przejść długi kawałek drogi w okolice Butorowego Wierchu. Kiedy tam dotarliśmy, sklep oczywiście był już zamknięty. Na szczęście dom położony obok sklepu okazał się domem właścicieli. Spytałem czy nie znalazły się jakieś dokumenty … niestety. Dodatkowo, sprawdziliśmy jeszcze sklep w środku, a Zuza skorzystała jeszcze przy okazji z łazienki 😀 Czasami zastanawiam się czy jest jakaś łazienka w Zakopanym z której jeszcze nie korzystała. Następnie zgodnie stwierdziliśmy, że nie uda się nam już dotrzeć do centrum, aby sprawdzić czy dokumenty nie wypadły w busiku. Zadzwoniłem więc do Sebka i poprosiłem go aby udał się na przystanek i sprawdził wnętrze granatowego busika, a my w tym czasie udaliśmy się w drogę powrotną.

Zaczęło robić się ciemno.

Chyba nie trzeba tłumaczyć jak wygląda zejście z Gubałówki o godzinie 20.40 kiedy nie widać już kamieni pod nogami ani żadnej żywej duszy w pobliżu. Blisko 25 minut zajęło nam zejście z Gubałówki, gdzie po drodze minęliśmy jeszcze jakąś szaloną parę która najwyraźniej szukała mocnych wrażeń wchodząc po omacku na szczyt.

Kiedy doszliśmy do końca zbocza, zadzwoniłem do Sebka, który przekazał dobre wieści … dokumenty były  w busiku i nic nie zginęło. Fantastycznie ! Kilka kilometrów przechadzki na darmo. Po drodze udało się nam jeszcze zabłądzić w okolicach ulicy Nowotarskiej i korzystać z map Google 🙂 Ostatecznie dotarliśmy do domu po godzinie 21.00.

Kilka fotek z pierwszego dnia:

Kaplica M.B. Różańcowej
Kaplica M.B. Różańcowej
Panorama Tatr
Panorama Tatr
Wyciąg na Gubałówce
Wyciąg na Gubałówce
Wyciąg na Gubałówce
Wyciąg na Gubałówce
Widok z Gubałówki
Widok z Gubałówki
Rurkoczułek
Rurkoczułek

Dzień 2

Kolejny dzień zaczęliśmy od podróży do Kuźnic w celu zdobycia Kasprowego Wierchu. Jak zwykle nikt nie słuchał mnie kiedy mówiłem że trzeba tam być co najmniej o 6.00 żeby dostać się do biletów na kolejkę górską. Dotarliśmy chyba o godzinie 10.00 więc przywitała nas 300 osobowa kolejka. Po krótkiej decyzji, znaleźliśmy taksówkarza, który zgodził się wykonać kurs do Morskiego Oka za 20 PLN od osoby, ale udało się nam znaleźć jeszcze parę która wybierała się w tym samym kierunku i była na samym końcu kolejki 🙂 więc kurs wyszedł nam po 14 PLN na głowę.

Po drodze obejrzeliśmy sobie kilka naprawdę wspaniałych widoków, przejechaliśmy przez kontrolę graniczną i pozostało nam już tylko 9 kilometrów marszu do Morskiego Oka. Na przyjemnej asfaltowej drodze niestety był remont, dlatego też musieliśmy podróżować całkiem ciężkim szlakiem składającym się głównie z kamieni, piasku i potoków. Niektórzy szaleni rodzice podróżowali z wózkami, niektóre szalone kobiety gramoliły się w kilkumiesięcznej ciąży, a jeszcze inni szaleńcy podróżowali z plecakami z 20 kg stelażem i snowboardami, pozdrawiamy tych wszystkich którzy wrócili cali z powrotem.

Po blisko 4 godzinach marszu udało się nam w końcu dotrzeć do owianego sławą Morskiego Oka. Po kilkunastominutowej sesji zdjęciowej zjedliśmy sobie obiadek w schronisku PTTK, po czym wyruszyliśmy w drogę powrotną. Co ciekawe czasy przemarszu na drogowskazach okazały się bardziej realne podczas drogi powrotnej, zastanawiające … po drodze mijaliśmy jeszcze roboty drogowe, a to z powodu osuwającej się wciąż ziemi. Wtedy dopiero człowiek zdaje sobie sprawę jak niebezpieczne są góry, nieodpowiedni szlak może kosztować nas życie. Zachwyca natomiast krystalicznie czysta woda w górskich potokach, z której spragnieni ludzie co jakiś czas korzystali. Żenujące są tylko wszechobecne wzdłuż szlaku puszki po piwie i pozostawione wózki dla dzieci.

Po ciężkiej podróży udało się nam dotrzeć do przystanku busików. Czekaliśmy blisko 20 minut na komplet pasażerów, a nastroje w środku były co najmniej nerwowe. Dało się słyszeć znajome pomruki – Kurwa ruszy on w końcu czy nie ? – Po drodze pijani turyści umilali nam atmosferę swoimi wrzaskami i śmiechem, natomiast w połowie drogi zabraliśmy jeszcze spóźnioną ekipę wracającą jakimś nieznanym człowiekowi szlakiem, która wypełniła po brzegi cały busik. Po jakichś 30 minutach jazdy na ostrych górskich zakrętach dotarliśmy cali do centrum Zakopanego. Po powrocie nogi wchodziły nam głęboko w tyłek. Sił starczyło nam tylko na kąpiel, piwko i wejście pod kołdrę.

Kilka fotek z drugiego dnia:

Las po lawinie
Las po lawinie
Zespół na szlaku
Zespół na szlaku
Tatry - Morskie Oko
Tatry – Morskie Oko
Morskie Oko
Morskie Oko
Morskie z góry
Morskie z góry
Chata nad Morskim Okiem
Chata nad Morskim Okiem
Zagrożenie lawinowe
Zagrożenie lawinowe
Morskie Oko (Ja i Sebek)
Morskie Oko (Ja i Sebek)
Tatry
Tatry

Dzień 3

Trzeciego dnia, który według wszelkich źródeł pogodowych miał być najcieplejszym ze wszystkich dni majówki, rozpadał się deszcz. Poranne wstawanie celem przejażdżki na Kasprowy okazało się bezsensowne. Chcieliśmy jeszcze zakupić bilety na Krupówkach, ale niestety biuro było zamknięte. Po krótkiej naradzie stwierdziliśmy, że raczej nie mamy siły na wspinaczkę na Kasprowy piechotą, więc postanowiliśmy dotrzeć dziś tylko do Butorowego Wierchu. Wjechaliśmy kolejką na Gubałówkę, następnie doszliśmy do celu, gdzie udało się nam zjechać powolną koleją krzesełkową w minusowych temperaturach i szalejącym wietrze 🙂 Po 15 minutowej przejażdżce, podczas której prawie odpadły nam tyłki, udaliśmy się na obiadek do pobliskiej knajpki, gdzie zjedliśmy sobie całkiem niezłe pierogi. Wychodząc, fartownie trafiliśmy na busika jadącego w stronę centrum, którym dojechaliśmy bezpiecznie do domu. Po drodze zaopatrzyliśmy się jeszcze w grzańca, którego wieczorkiem wspólnie wypiliśmy.

Dzień 4

Obudziła nas Pani Beatka, która dyskretnie przypominała o kończącej się dobie hotelowej ( w naszym przypadku godzina 10.00). Parking trochę przyblokowali inni goście hotelowi, więc chwilę potrwało zanim Sebek mógł wyjechać z podwórkowego garażu. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze na Krupówki kupić trochę pamiątek takich jak oscypki i ciepłe wełniane papucie, po czym ruszyliśmy w kierunku wielkiego Zakopiańskiego korka, który powstał dzięki innym wracającym podróżnym. Po 9 godzinach drogi powrotnej i około 3 postojach, dotarliśmy cali i zdrowi do Wołomina.

Wyjazd w tym roku uznaliśmy za wyjątkowo udany 🙂

Na ulicach Krupówek z pewnością było mniej osób niż w zeszłym roku, a z noclegami nie było większego problemu.

Góralskim pozdrowieniem – Do następnego roku !

Tynk się sypie w wielkiej płycie

Odprysk 1
Odprysk 1
Odprysk 2
Odprysk 2
Odprysk 3
Odprysk 3
Odprysk 4
Odprysk 4

Jak widać na nic zdał się ostatni remont pokoju. Pracująca ściana bloku tzw.  „wielkiej płyty” zrobiła swoje. Wibracje przenoszone z okien ( zamykanie i otwieranie ), szczeliny pomiędzy płytami, zmiany temperatury i kto wie co jeszcze spowodowały odpadanie tynku w okolicach okna. Niestety to nie po raz pierwszy i prawdopodobnie nie po raz ostatni. Wypełnianie szczelin pomiędzy płytami nie przynosi efektów, szczelina pogłębia się i tynk tak czy inaczej odpada. Najlepiej sprawdziło się wypełnianie szczelin pianką poliuretanową, cement niestety zawsze się w tym miejscu wykruszał.  Poważnie zastanawiam się nad wykuciem tych szczelin i wypełnieniem pianką 🙂

Dziękujemy team Play

Team Play dziękuje
Team Play dziękuje

A to czwartkowa niespodzianka na moim biurku. Tak dziękował zespół obsługowy Play-a za wsparcie przy produkcji portalu i pomoc w beznadziejnych sytuacjach podczas wdrażania serwisu. Miłe i cieszy.

PS. Najbardziej zadowolona była Zuza, która musiała znosić moje nadgodziny 🙂

Dzwonki do iPhona

iPhone to genialne narzędzie obsługujące wiele formatów muzycznych jako iPod, jednak jeśli chodzi o dzwonki które możemy zainstalować na telefonie, aby wykorzystać je jako sygnały rozmów telefonicznych, już taki genialny iPhone nie jest. Dlaczego ? Ponieważ potrzebuje ich w odpowiednim dla siebie formacie czyli .m4r a ja pokażę jak w prosty sposób zrobić sobie taki format za pomocą iTunes.

dzwonki

1. Instalacja dzwonków na iPhone

Zaczynamy oczywiście od uruchomienia iTunes. Jeśli mamy jakieś kawałki mp3 w zakładce muzyka nie dłuższe niż 28 sekund ( chodzi o wersję softu 1.0 ), możemy zrobić z nich szybko dzwonki do telefonu. Aby to zrobić zaznaczamy utwór, klikamy prawym klawiszem myszy i wybieramy utwórz wersję dla AAC. Utwór przerobiony na AAC powinien pojawić się po chwili w zakładce. Następnie klikamy na utwór i przenosimy go do jakiegoś folderu w windows ( przykł. dzwonki ). Pliki mają rozszerzenia .m4a więc zmieniamy rozszerzenie pliku na .m4r i gotowe !

Teraz trzeba zaimportować dzwonki w formacie .m4r do iTunes. Wchodzimy do zakładki Dzwonki klikamy  Ctrl+O ( dodaj plik do biblioteki ) i zaznaczamy wszystkie dzwonki w formacie .m4r do importu. Po chwili dzwonki powinny pojawić się w zakładce dzwonki. Teraz z lewej kolumny  iTunes wybieramy kolejno iPhone > Dzwonki > Synchronizuj dzwonki , gdzie powinna znajdować się lista dzwonków które zaimportowaliśmy wcześniej. Po synchronizacji pojawią się w naszym telefonie.

Miłej zabawy.

2. Paczka dzwonków do iPhone

Pod podanym niżej linkiem zamieszczam paczkę swoich dzwonków do iPhone. Nie trzeba ich konwertować, wystarczy zaimportować do biblioteki iTunes i zsynchronizować z iPhone. Powodzenia.

paczka dzwonków do iPhone ( .RAR 17MB )»